środa, 29 października 2008

Mała obrażalska! /29 października 2008/

Minęły dwa dni, a ja nawet nie wiem jak i kiedy. Wczorajszy dzień pod znakiem pieska i rehabilitacji. Dana przyjechała po 9 i powiem wam, my z Agi tak na pół śpiące sobie leżałyśmy i nie bardzo chciało nam się wstać. Jednak dla Agi jak zawsze piesek najważniejszy i bez większych problemów odnalazła się na psie. Danuś przeszła do pracy. Krótko potem przyjechała Asia i Dana ustąpiła jej miejsca. Generalnie trzeba powiedzieć, ze zajęcia przebiegały rewelacyjnie. Agunia po poniedziałkowej imprezce była bardzo rozluźniona i spokojna. Tak jej zresztą zostało do teraz. Wczoraj Agi pierwszy raz obiadek dostała leżąc na piesku. Trzeba było tylko parę razy Maję uspokajać, bo ta cały czas gdzieś „biegała” we śnie i cała podskakiwała. Psy tez mają sny, ciekawe co się śni mojej królewnie? Czasem chyba coś fajnego, bo się uśmiecha. Mogłaby nam opowiedzieć. A ona tak bardzo chce mówić. Cały czas nawija, buzia jej się nie zamyka. Tylko jak ta rybka, głosu nie słychać
Dzisiaj byłyśmy u naszej Pani bioterapeutki. Trzeba było widzieć jak Agi się z nią kłóciła, jak się na nią obrażała! Dzisiaj rozbawiła mnie mój mały gburek. Pani do niej mówi, a ona patrzy się jej prosto w oczy, a za chwilkę ucieka oczami w sufit. Na co Pani do niej, żeby się nie obrażała, żeby nie wychodziła z ciała. Za chwilkę Agi znowu się na nią patrzy. I tak kilka razy. Ona cały czas dzisiaj była bardzo zadowolona, cały czas mieliła tym języczkiem w buzi. Niestety, są rzeczy, których Agi nie lubi i są nieprzyjemne. Jak rurka tracheostomijna i odsysanie czy też wkładanie sondy przez nosek i karmienie strzykawką. My zdajemy sobie z tego sprawę,ale do póki Agi się nie obudzi nic nie możemy zmienić. Wiem, ze dla niektórych z was brzmi to banalnie i śmiejecie się z mojej wiary w to, że Pani Danuta coś potrafi. Jednak jestem przy tym i widzę. W zeszłą środę Agi po wizycie u pani Danuty dostała leciutkiej temperaturki i oblały ją zimne poty. Pytała czy coś robiła. Pani na to, że tak oczyszczała organizm z choroby, bo Agi miała czerwone gardełko. Faktycznie miała. W sobotę sprawdzała jej Pani doktor. Ja tego nie mówiłam. Ona nie obiecała mi cudu, ale może poprawi chociaż nasz kontakt z Agi. Od czasu jak tam chodzę nastąpiły duże zmiany. Agnieszka coraz częsciej obserwuje, wzrokiem pokazuje co chce. Od wczoraj nawet zaczęła podnosić głowę i ramiona. Wiecie, tak jak niemowlęta próbują to robić. Dzisiaj jak siedziała u taty na kolanach, trzymała sztywno główkę i obracała nią w prawo i lewo. Trwało to chwilkę ale to jest dla nas duży postęp. Byle tak dalej do przodu.
Dzisiaj byłam umówić się do ortopedy. Okazało się, że do końca roku nie ma szans na dostanie się do lekarza. Jednak jak powiedziałam Pani, że potrzebuję zlecenie na wózek, kazała nam przyjść 5 listopada. Dała mi nadzieję, że Pan doktor nas przyjmie. Dzięki Beacie poznanej w poniedziałek u Asi dowiedziałam się, że tutaj też dostanę takie zlecenie. Mam nadzieję, że się uda. Wolałabym w tym roku to załatwić. Generalnie myślałam, że uda mi się więcej załatwić. Niestety, kiepska pogoda i do tego musiałyśmy lecieć na masaż.
Aguś, mama cały czas czeka na Ciebie.

1 komentarz:

  1. ~czarnyaniol
    30 października 2008 o 07:52

    Aniu Ty jako mama wiesz najlepiej co jest dobre dla Aguni , więc nie przejmuj sie opiniami innych tylko rób to co podpowiada Ci serce. Skoro widzisz pozytywne rezultaty to wszystko jest na dobrej drodze. Ściskam Was mocno

    ~Guga
    30 października 2008 o 15:02

    Twoja Agusia ma szczęście, że ma taką Mamę :)

    ~Anka
    30 października 2008 o 20:31

    Czytam Was od dłuższego czasu i jestem za tym, żeby próbować wszystkiego. Nie rozumiem co komu do tego, jakimi metodami walczysz o swoje dziecko. To TY walczysz, to TY jesteś wielka, cudowna i wyjątkowa. Myślę, że osoby krytykujące nie maja pojęcia, czym dla Matki, tej Matki pisanej przez duże M, jest mieć chore w ten czy inny sposób dziecko. Nie przejmuj się i rób swoje. Nawet jeżeli miałoby nie pomóc, nie zarzucisz sobie, że czegoś nie spróbowałaś. Należałam do osób bardzo sceptycznie podchodzących do bioenergoterapeutów, „szamanów” i innych uzdrowicieli. Gdy było już ze mną tak bardzo źle, ktoś powiedział mi o pewnym mężczyżnie. Nie chciał zdradzić co i jak . tylko powiedział – pójdź.Miałam tak dość cierpienia, że poszłam. On zawsze powtarzał „Anka, ja wiem, że ty nie wierzysz ale to i tak działa……..” Po każdym spotkaniu dostawałam skrzydeł i chęci do życia. Wciąż wracałam „ładować akumulatory”…..Tego nie da sie opisać czy opowiedzieć, to trzeba czuć. Nie wierzyłam, do tej pory nie mogę uwierzyć, ale zadziałało. Byłam świadkiem dwóch innych „cudów” w które nigdy w życiu bym nie uwierzyła, gdyby to ktos mi je opowiadał…..W tej dziedzinie jest wielu naciągaczy niestety…….. Ja trafiłam na cudownego człowieka, i dziękuje losowi, że stanął na mojej drodze. Dodam, że nie jestem podatna na efekt placebo, że do wielu rzeczy podchodzę sceptycznie.

    ~ewasek
    30 października 2008 o 22:40

    Piszesz Aniu czasem że chandra, zły dzień, dołek, że dość masz, siły brak…. tak pewnie jest… ale przy tym jestes tak SILNA. Czytam i podziwiam i moje „wielkie” problemy nagle są takie malutkie aż mi wstyd że czasem nie daje sobie rady z drobiazgami, z incydentami z życia, których Ty nie widziałabyś jako problemy. Tak wiele nowych myśli i refleksji mam zawsze po przeczytaniu każdej Twojej notki. Uczę sie od Ciebie pokory i umiejętności doceniania „mniejszych” rzeczy. Doceniania tego co wydaje nam się oczywiste i naturalne. To co robisz z Panią Danutą jest dobre i bardzo potrzebne bez względu na to, jakie dostajesz na ten temat komentarze i co kto o tym myśli. W jakim stopniu pomaga to Aguni wiesz Ty najlepiej, ale oprócz tego widać jak to pomaga Tobie, a to Ty jesteś mamą, osobą, która Agnieszce jest potrzebna najbardziej, Twoja wiara, Twoje zaangażowanie, Twoja siła. A to właśnie dostejesz na spotkaniach z Panią Danutą.Baaaaardzo cieplutko was obie przytulam i pozdrówko dla tatusia Ewa

    OdpowiedzUsuń