poniedziałek, 27 października 2008

Ślady rączek /27 października 2008/

Dzisiaj z Agi byłyśmy na urodzinkach u Zosi naszej Asi. Jak wspominałam, bardzo mnie zaskoczyła, ale bardzo miłe to było zaskoczenie. Dzięki temu spotkaniu poznałam bardzo sympatyczną Beatkę, mamę Sylwii z MPD. Sylwia ponadto nie widzi. Wyobraźcie sobie, że ta kobieta cały czas uśmiechnięta, miła i pełna dumy z postępów jakie córka w ciągu ostatniego roku zrobiła. Kurcze, podoba mi się u niej ta radość, taka naturalna dobroć od niej płynąca. Trochę zazdroszczę jej tego. Wiem, że zazdrość jest złym uczuciem, ale ja nie mściwie… Samych trudów w codziennym życiu nie ma co zazdrościć. Szkoda, że nie wiedziałam, że one tak blisko mieszkają, bo zabrałabym je autkiem. A tak kobietki musiały pieszo iść. A ja miałam załadowany samochód i nie dałybyśmy rady się zmieścić.
Muszę powiedzieć, że Asia ma wspaniałe dzieciaczki. Starszy chłopczyk, bardzo pomocny i kochany. Zosia mały rojber, wszędzie jej pełno. Agunie potraktowała jak lalkę. Taką większa od niej. Zaraz zabrała się do oglądania sukienki i tego co pod sukienką. Sprawdzania nóżek. Jak to dziecko, jak dostaję lalkę, to ogląda ze wszystkich stron… Szymuś za to miał ubaw z siostry! Aginek tak się zaaklimatyzowała, że zasnęła. Nic nie było w stanie jej obudzić. Ani krzyczące i biegające dzieci, ani głośne rozmowy. Obudziła się dopiero jak ją ubrałam w kurtkę i założyłam czapkę. Biedna nie wiedziała gdzie jest i z wrażenia zapomniała oddychać. Cała czerwona się zaczęła robić. Wróciłyśmy i Agi poszła dalej spać.
W zeszłym tygodniu uświadomiliśmy Asi, że ślady od rączek na ścianie zostawiła Agi. Generalnie Asia była w szoku, byłą święcie przekonana, że jakieś dziecko nam to zostawiło. Stwierdziła, że to, że Agunia normalnie chodziła i mówiła to dla niej takie abstrakcyjne. W sumie nie dziwię się. Jak ją poznała, Agi leżała jak kłoda w szpitalu, spięta spastyką. Nie dało rady jej zgiąć kolan, otworzyć rączki. Aguś nie ruszała się prawie wcale. Tak powoli robi się tak, że i dla mnie to wspomnienie jest coraz bardziej abstrakcyjne i odległe. Nie jestem w stanie tego zmienić. Do tego znowu pojawia się u mnie stres wywołany szaloną tęsknotą za moją córcią. Nie wiem dlaczego, ale po powrocie od Asi nie mogłam sobie znaleźć miejsca. W końcu skończyło się płaczem. Ból w piersi pozostał. Przepraszam, nie chcę sprawić przykrości Asi, to nie dlatego, że jej dzieci biegają. Zwyczajnie przesilenie organizmu i tyle. Do tego ostatnio zbiegło się kilka nieciekawych historii na blogach, które mnie poruszyły i wywołały te najgorsze wspomnienia. I najgorsze te absurdalnie denerwujące sny, które budzą mnie w nocy. Chyba jednak psychiatryk mnie czeka jak nic! Pani Beato, pani pamięta o obiecanym skierowaniu?
Mama kocha Agi!!!

1 komentarz:

  1. ~Elwi
    28 października 2008 o 12:55

    Normalnie rodzice wpieniają się na wszelkie ślady kredek, butów czy rączek na ścianach, które dla takich rodziców jak Ty są jak skarb. Nie martw się do psychiatryka nie trafisz, jestem tego pewna, tam trafiają osoby, które nie mają po co żyć i nie mają żadnego wsparcia. Oby obok tych małych śladów rączek pojawiły się niedługo ślady takich trochę większych.

    ~czarnyaniol
    28 października 2008 o 13:28

    Aniu ale przecież rormowa z psychologiem to nie wstyd, zawsze mozna komus wyrzucic swoje emocje, kto fachowym okiem na nie spojrzy i doradzi zapewne skuteczna terapię. Więc dlaczego nie spróbować…… Aguniu ja czekam aż wysmarujesz mamie ścianę kredką. Ściskam Was mocno

    ~Asia
    30 października 2008 o 17:45

    Wiesz co Aniu – patrzę w migający kursor ze łzami w oczach i nie wiem co napisać. To trudne bo nad zaproszeniem Ciebie długo się zastanawiałam- nie dlatego,że nie jesteście dla mnie wystarczająco ważne czy macie być źle odebrane (bo przecież tak nie było) tylko dlatego,że Ty choć zapierasz się rękami i nogami,że tak nie jest -widzisz tą róznicę między naszymi dziećmi i nie możesz tego zaakceptować i zrozumieć dlaczego tak musi być. Ja tego też nie rozumiem- wszystkie dzieci powinny być zdrowe i biegać a ja chętnie poszłabym na bezrobocie i z radością pieliła ogródek.!!! A Agi chyba było u nas dobrze- ja to tak odebrałam, że zasnęła- bo na własnych nóżkach nie mogła towarzyszyć szaleńcom w pokoju dzieci ale gdzieś wpadając w sen ,słysząc je, może ganiając w powietrzu- pięknie się uśmiechała! To trudne i niesprawiedliwe i Ty na pewno po roku zmagań nie jesteś wstanie tego akceptować tak jak większość Mam które mają dzieci chore od kilku lat, dlatego często spotykają się tylko w swoim gronie by nie sprawiać sobie bólu i porównań oraz nie być wytykanym i źle przyjętym. Za pierwszą sprawę nie mogę odpowiadać bo nie zrozumie nikt tego dopóki nie jest dokładnie w tym samym położeniu co Ty ale za drugą czyli o przyjęciu i dotarciu do społeczeństwa i znajomych jestem odpowiedzialna wraz z innymi terapeutami, lekarzami, specjalistami bo jeśli nie my to kto jest gotów pokazać, że niepełnosprawność to też chwile radości, to możliwość wyjścia z domu i spotkań z tymi co się nazywją sami – „NORMALNI” Dla mnie łączenie przy stole wszystkich których szanuję i pokazanie tego od najmłodszych lat moim dzieciom- że właśnie tak powinno być- to jedna z najważniejszych spraw którą muszę w życiu zrealizować. Kocham Cię mała Agi tak jak może kochać przyszywana ciotka i nigdy nie pozwolę więcej by Twoja Mama czuła się gdzieś w moim otoczeniu zagubiona i smutna!

    OdpowiedzUsuń