sobota, 11 października 2008

Moja mała kruszynka! /11 października 2008/

Moja Agunia coś ostatnio ma coraz większe problemy ze stawami. Ostatnio Asia ustawiała jej kręgosłup w części lędźwiowej i szyjnej. Dla odmiany w piątek Asia odnalazła powód napięcia Agniesi. Okazało się, ze bidulka wystawiła sobie boleśnie kolanko i Asia musiała Aguni to kolanko rozmasować. Oczywiście zaraz popadam w paranoję dlaczego i kiedy to się stało. Pewnie bidulka tak bardzo się spięła podczas pobierania krwi/ Moje kochane maleństwo. Podczas rehabilitacji staram się być twarda, ale tak naprawdę serce mi pęka! Najgorsze jest to, że nie potrafię sama jej ulżyć. Umie trafnie zrobić to tylko Asia, a pomimo doświadczenia, sama czasem ma problemy ze zlokalizowaniem bólu. Dobrze, że mamy taką fajną i zdolną cioteczkę!!! Po nastawieniu kolanka Agi spała jak zabita przez 4 godziny! Jak nigdy, nawet deserek podawałam jej przez sen i nawet się nie obudziła! To jest niesamowite. Obudziła się dopiero koło 5, na konkretne jedzonko.
Wkrótce potem przyjechała Dana z Majunią. Agi tak się spięła, że miałyśmy poważne problemy z rozluźnieniem żabola. Nie pomagało ani masowanie kręgosłupa, ani muzyka Mozarta, ani głaskanie. Dopiero, po odwróceniu jej na brzuszek, po pewnym czasie napięcie puściło. I tak minęła godzina spotkania. A Dana przeszła dopiero do stosowania swojej kinezjologii. Prawdopodobnie ma jeszcze coś z przedramieniem, ale Asia sprawdzi to dopiero we wtorek. Trudno, jakoś musi moja bidulka się przemęczyć. Generalnie zajęcia należały do udanych, bo Agi się rozluźniła i zdążył jeszcze tatuś z pracy przyjść. Najzabawniejsze było to, że nie tylko Agi ucieszyła się z jego przyjścia. Majucha tylko czekała, żeby zabrać z niej Agi i rura do Arka się w niego zaczepiać! Normalnie zaczęła się wygłupiać. Kocham tego psiaka! To, że takie małe pieski jak Tana się wygłupiają to normalne, ale takie duże jak Majunia, to jest dopiero widok!
Mieliśmy plany na ten weekend, ale jakoś w wyniku poniedziałkowego wyjazdu i moich coraz bardziej koszmarnych snów zrezygnowałam. Danusia przyjechała i odebrała po drodze wyniki Agi ze szpitala, nie są takie złe. Jak na moje oko, ale zobaczymy co powie Pani doktor. Poszłyśmy sobie na krótki spacerek, zobaczyć naocznie nasze cudnie zdewastowane miasteczko! Korki na każdej ulicy, zmiana organizacji ruchu. Masakra totalna. Ktoś, kto miał do pracy samochodem niecały km, musi objechać całe miasto i ma do pracy jakieś 5-6 km.
Pojechałyśmy jeszcze z siostrą do koleżanki z pracy, która właśnie urodziła ślicznego chłopczyka. Wioletka czuje się już lepiej i po woli zaczyna dochodzić do siebie i adaptować po tygodniu odseparowania od rodziny! Jak takie nawiedzone siedziałyśmy koło maluszka i patrzyłyśmy na każdy jego ruch, każde przeciągnięcie i każdą słodką minkę. Mały doskonały mężczyzna! Gratulacje!
Nie zdawałam sobie sprawy, ze dzięki temu przez co przeszłyśmy z Agi, mogę komuś pomóc, a zwłaszcza rodzicowi zdrowego dziecka. Faktycznie znam kilka telefonów do specjalistów, świetnych rehabilitantów, dobrego pediatrę. To dobrze.
Agiś wstań! Odwiedzimy małego Michałka!!

1 komentarz:

  1. ~Elwi
    13 października 2008 o 12:15

    Dla matki to chyba najgorsze widzieć cierpienie dziecka i nie móc nic zrobić. To jest tysiąc razy gorsze niż własne cierpienie. Dobrze że są te dobre dusze koło Was. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń