Moja Agunia coś ostatnio ma coraz większe problemy ze stawami. Ostatnio
Asia ustawiała jej kręgosłup w części lędźwiowej i szyjnej. Dla odmiany w
piątek Asia odnalazła powód napięcia Agniesi. Okazało się, ze bidulka
wystawiła sobie boleśnie kolanko i Asia musiała Aguni to kolanko
rozmasować. Oczywiście zaraz popadam w paranoję dlaczego i kiedy to się
stało. Pewnie bidulka tak bardzo się spięła podczas pobierania krwi/
Moje kochane maleństwo. Podczas rehabilitacji staram się być twarda, ale
tak naprawdę serce mi pęka! Najgorsze jest to, że nie potrafię sama jej
ulżyć. Umie trafnie zrobić to tylko Asia, a pomimo doświadczenia, sama
czasem ma problemy ze zlokalizowaniem bólu. Dobrze, że mamy taką fajną i
zdolną cioteczkę!!! Po nastawieniu kolanka Agi spała jak zabita przez 4
godziny! Jak nigdy, nawet deserek podawałam jej przez sen i nawet się
nie obudziła! To jest niesamowite. Obudziła się dopiero koło 5, na
konkretne jedzonko.
Wkrótce potem przyjechała Dana z Majunią. Agi tak
się spięła, że miałyśmy poważne problemy z rozluźnieniem żabola. Nie
pomagało ani masowanie kręgosłupa, ani muzyka Mozarta, ani głaskanie.
Dopiero, po odwróceniu jej na brzuszek, po pewnym czasie napięcie
puściło. I tak minęła godzina spotkania. A Dana przeszła dopiero do
stosowania swojej kinezjologii. Prawdopodobnie ma jeszcze coś z
przedramieniem, ale Asia sprawdzi to dopiero we wtorek. Trudno, jakoś
musi moja bidulka się przemęczyć. Generalnie zajęcia należały do
udanych, bo Agi się rozluźniła i zdążył jeszcze tatuś z pracy przyjść.
Najzabawniejsze było to, że nie tylko Agi ucieszyła się z jego
przyjścia. Majucha tylko czekała, żeby zabrać z niej Agi i rura do Arka
się w niego zaczepiać! Normalnie zaczęła się wygłupiać. Kocham tego
psiaka! To, że takie małe pieski jak Tana się wygłupiają to normalne,
ale takie duże jak Majunia, to jest dopiero widok!
Mieliśmy plany na
ten weekend, ale jakoś w wyniku poniedziałkowego wyjazdu i moich coraz
bardziej koszmarnych snów zrezygnowałam. Danusia przyjechała i odebrała
po drodze wyniki Agi ze szpitala, nie są takie złe. Jak na moje oko, ale
zobaczymy co powie Pani doktor. Poszłyśmy sobie na krótki spacerek,
zobaczyć naocznie nasze cudnie zdewastowane miasteczko! Korki na każdej
ulicy, zmiana organizacji ruchu. Masakra totalna. Ktoś, kto miał do pracy
samochodem niecały km, musi objechać całe miasto i ma do pracy jakieś
5-6 km.
Pojechałyśmy jeszcze z siostrą do koleżanki z pracy, która
właśnie urodziła ślicznego chłopczyka. Wioletka czuje się już lepiej i
po woli zaczyna dochodzić do siebie i adaptować po tygodniu
odseparowania od rodziny! Jak takie nawiedzone siedziałyśmy koło
maluszka i patrzyłyśmy na każdy jego ruch, każde przeciągnięcie i każdą
słodką minkę. Mały doskonały mężczyzna! Gratulacje!
Nie zdawałam
sobie sprawy, ze dzięki temu przez co przeszłyśmy z Agi, mogę komuś
pomóc, a zwłaszcza rodzicowi zdrowego dziecka. Faktycznie znam kilka
telefonów do specjalistów, świetnych rehabilitantów, dobrego pediatrę.
To dobrze.
Agiś wstań! Odwiedzimy małego Michałka!!
~Elwi
OdpowiedzUsuń13 października 2008 o 12:15
Dla matki to chyba najgorsze widzieć cierpienie dziecka i nie móc nic zrobić. To jest tysiąc razy gorsze niż własne cierpienie. Dobrze że są te dobre dusze koło Was. Powodzenia!