Wszystko zmierzało ku dobremu. Pogoda zaczęła się poprawiać. 2
zajęcia mieliśmy odrobione, nawet na spacerek w sobotę poszliśmy. Po
obiadku mieliśmy dodatkowe zajęcia, a Agi była jakaśnerwowa. Dużo
prychała i spinała się. Już pod koniec zajęć miałam wrażenie, że dostaje
gorączkę. W pokoju jej zmierzyłam, ale nie było powodu do niepokoju.
Dostała obiadek i chwilę później zaczęła się denerwować i głośno
oddychać – sapać. Zmierzyłam – 37,8 – nurofen i czekamy. Zeszła szybko,
jednak poszłam do Marcina i uzgodniliśmy, że odrobimy te zajęcia w inny
dzień. Gosia obiecała zajrzeć w porze zajęć i sprawdzić jak sprawy się
mają.
Gosia przyszła o 18 i Agi już była wykończona – coś się działo. Gosia pokazała mi jak masować Agi żeby zbić gorączkę. Koło 22 naszło już 39, dostała nurofen a ok 1 znowu dramat,bo gorączki nie można było niczym zbić. Obłożyłam ją mokrymi ściereczkami, jedna na główce, druga między udami. Aguś zwyczajnie odpływała, okazało się że temperatura dobiła 40 stopni. Teraz nie było już żartów. Mierzyłam co chwila i sprawdzałam, czy zacznie w końcu spadać. W innym przypadku trzeba będzie dzwonić po pogotowie. Na szczęście, powoli zaczęła gorączka ustępować.
Rano spotkałam w recepcji Panią Renię, chciałam się dowiedzieć, czy jest ustalony jakiś pediatra dla naszych dzieciaczków. Od poniedziałku do piątku tak, w ośrodku zdrowia w Mielnie. Jednak moje dziecko nie trzyma się grafiku i postanowiło się rozchorować w weekend. Co było robić, trzeba było jechać do Koszalina. Na szczęścia rodzice Kubusia Ogara pomogli i powiedzieli gdzie jechać. Tata nawet poprowadził mnie pod sam ośrodek. Jestem im naprawdę wdzięczna! Dziękuję.
W ośrodku okazało się, że Agi peg zaczął przeciekać i cała koszulka i bluzeczka są mokre. Niefanie. Zadzwoniłam do naszej Sylwii z prośbą o pomoc. Okazało się, że nie mieszka daleko, a i tak z Maciusiem wybierała się do lekarza. Przyniosła nam koszulkę i bluzeczkę na przebranie. Oczywiście foleya na wymianę nie znalazłam w całym ośrodku jak i aptece. Do tego Agi jak taki eksponat wzbudzała niezdrowe zainteresowanie dorosłych. Pani doktor miła, bardzo dużo pytań, zachwycona ssakiem zapisała jakiś dziwny antybiotyk Ospen. Nigdy go nie mieliśmy. Problem jednak na tym polegał, że w aptece Pani już nie miała ani jednego pudełka. Poszłam, żeby Pani doktor przepisała jej coś innego. Zamieniła nam na tabletki. I wiecie co? tego też nie było w aptece!!! Tym razem Pani aptekarka poszła osobiście do Pani doktor. Przyszła i znowu zonk… Jest tylko jedno opakowanie. Mam dojechać jutro i odebrać drugie opakowanie. Odpisu na receptę Pani mi nie da, to poprosiłam o drugą receptę na to opakowanie. Pani z apteki poszła do Pani doktor i…niestety nie dostałam. Mam iść sobie do lekarza w Mielnie. Może on mi przepisze. Pani doktor ma za mało recept. Adrenalina to mi już uszami szła. Sylwia zadeklarowała się, że w takim raze ona odbierze to lekarstwo i nam przywiezie, bo i tak się do nas wybierała w tygodniu. Weszłam do apteki powiedzieć i co? Pani się prawie rozpłakała – bo musiałaby receptę wycofać, a ona wróciła do pracy dopiero po długiej nieobecności i to poważny problem dla niej. Poddałam się. Wyszłam, pożegnaliśmy się z Sylwą i pojechaliśmy do ośrodka w Mielnie.
Zobaczymy jak to będzie. Antybiotyk ma starczyć na 5 dni, dlaczego Pani doktor wymyśliła sobie 10? Nie wiem. Tylko teraz ostatnio przedłużałam do 8 dni. Ale 10 dni? Jeszcze zadzwonię do naszej Pani doktor i skonsultuję, bo i ta dawka wydaje mi się duża. Mamy zapisany Biodroxil 250 i po 6 ml dwa razy na dobę. Nigdy tego nie mieliśmy, a dawki zawsze koło 4 ml się trzymały. No i nie mam środkana na pleśniawki jakby co. Dobrze, że chociaż Accidolac mam. Musimy poczekać do wtorku, żeby Agi się wzmocniła, bo jest za słaba na podróż. A moze zaczniemy trochę terapii, tych mniej inwazyjnych. Się zobaczy.
Życzcie zdrówka Agusi i Maciusiowi też, bo zapalenie płuc go dopadło. Wszystkiego dobrego :)))
Specjalne pozdrowienia i spóźnione życzenia imieninowe dla Majeczki :*
Gosia przyszła o 18 i Agi już była wykończona – coś się działo. Gosia pokazała mi jak masować Agi żeby zbić gorączkę. Koło 22 naszło już 39, dostała nurofen a ok 1 znowu dramat,bo gorączki nie można było niczym zbić. Obłożyłam ją mokrymi ściereczkami, jedna na główce, druga między udami. Aguś zwyczajnie odpływała, okazało się że temperatura dobiła 40 stopni. Teraz nie było już żartów. Mierzyłam co chwila i sprawdzałam, czy zacznie w końcu spadać. W innym przypadku trzeba będzie dzwonić po pogotowie. Na szczęście, powoli zaczęła gorączka ustępować.
Rano spotkałam w recepcji Panią Renię, chciałam się dowiedzieć, czy jest ustalony jakiś pediatra dla naszych dzieciaczków. Od poniedziałku do piątku tak, w ośrodku zdrowia w Mielnie. Jednak moje dziecko nie trzyma się grafiku i postanowiło się rozchorować w weekend. Co było robić, trzeba było jechać do Koszalina. Na szczęścia rodzice Kubusia Ogara pomogli i powiedzieli gdzie jechać. Tata nawet poprowadził mnie pod sam ośrodek. Jestem im naprawdę wdzięczna! Dziękuję.
W ośrodku okazało się, że Agi peg zaczął przeciekać i cała koszulka i bluzeczka są mokre. Niefanie. Zadzwoniłam do naszej Sylwii z prośbą o pomoc. Okazało się, że nie mieszka daleko, a i tak z Maciusiem wybierała się do lekarza. Przyniosła nam koszulkę i bluzeczkę na przebranie. Oczywiście foleya na wymianę nie znalazłam w całym ośrodku jak i aptece. Do tego Agi jak taki eksponat wzbudzała niezdrowe zainteresowanie dorosłych. Pani doktor miła, bardzo dużo pytań, zachwycona ssakiem zapisała jakiś dziwny antybiotyk Ospen. Nigdy go nie mieliśmy. Problem jednak na tym polegał, że w aptece Pani już nie miała ani jednego pudełka. Poszłam, żeby Pani doktor przepisała jej coś innego. Zamieniła nam na tabletki. I wiecie co? tego też nie było w aptece!!! Tym razem Pani aptekarka poszła osobiście do Pani doktor. Przyszła i znowu zonk… Jest tylko jedno opakowanie. Mam dojechać jutro i odebrać drugie opakowanie. Odpisu na receptę Pani mi nie da, to poprosiłam o drugą receptę na to opakowanie. Pani z apteki poszła do Pani doktor i…niestety nie dostałam. Mam iść sobie do lekarza w Mielnie. Może on mi przepisze. Pani doktor ma za mało recept. Adrenalina to mi już uszami szła. Sylwia zadeklarowała się, że w takim raze ona odbierze to lekarstwo i nam przywiezie, bo i tak się do nas wybierała w tygodniu. Weszłam do apteki powiedzieć i co? Pani się prawie rozpłakała – bo musiałaby receptę wycofać, a ona wróciła do pracy dopiero po długiej nieobecności i to poważny problem dla niej. Poddałam się. Wyszłam, pożegnaliśmy się z Sylwą i pojechaliśmy do ośrodka w Mielnie.
Zobaczymy jak to będzie. Antybiotyk ma starczyć na 5 dni, dlaczego Pani doktor wymyśliła sobie 10? Nie wiem. Tylko teraz ostatnio przedłużałam do 8 dni. Ale 10 dni? Jeszcze zadzwonię do naszej Pani doktor i skonsultuję, bo i ta dawka wydaje mi się duża. Mamy zapisany Biodroxil 250 i po 6 ml dwa razy na dobę. Nigdy tego nie mieliśmy, a dawki zawsze koło 4 ml się trzymały. No i nie mam środkana na pleśniawki jakby co. Dobrze, że chociaż Accidolac mam. Musimy poczekać do wtorku, żeby Agi się wzmocniła, bo jest za słaba na podróż. A moze zaczniemy trochę terapii, tych mniej inwazyjnych. Się zobaczy.
Życzcie zdrówka Agusi i Maciusiowi też, bo zapalenie płuc go dopadło. Wszystkiego dobrego :)))
Specjalne pozdrowienia i spóźnione życzenia imieninowe dla Majeczki :*
~Longina
OdpowiedzUsuń11 kwietnia 2011 o 21:34
Dużo zdrówka zarówno dla Agniesi jak i Maciusia. Mam nadzieję że już troszkę lepiej. Stracha Wam ładnego księżniczka napędziła. Co jakiś czas czytam różne sytuacje niemiłe z lekarzami na blogach i coraz częściej zadaje sobie pytanie: „Czy Ci lekarze co niektórzy z choinki się urwali?!”. Brak słów. buziaki kochani :)
~zlebek
12 kwietnia 2011 o 20:59
mimo ze sama jestem „słuzba zrowia” to ta chora sytuacja rozkłada mnie na łopatki-a juz bezsens w aptekach powala na kolana-zesto słysze nie ma moze byc na jutro rano,albo jak bedzie w hurtowni to zamowimy na 18…ah ju…życze Agusi i Maciusiowi szybkigo powrotu do zdrowia ,a Mamie duuzo sił i cierpliwosci-trzymajcie sie dziewczyny!!!