niedziela, 27 lipca 2008

Opalanie! /27 lipca 2008/


Dzisiaj była kolejna loteria dla Maciusia. Dla odmiany, nie byłyśmy z siostrą siłą pomocniczą tylko osobami prowadzącymi loterię. Serdeczne podziękowania należą się Bractwu Kurkowemu za taką hojność. Madzia uskładała prawie tyle co w wągrowieckim amfiteatrze, gdzie ludzi jest kilkanaście razy więcej! Co więcej, bardzo dużo osób losując, nie zabierało nagród, tylko zostawiali je na następną loterię.
Było nas trzy kobietki. Madzia, Danusia i ja. Panowie rozstawili namiot, poukładali nagrody i pojechali załatwiać sprawy związane z koncertem Boney M. Musieli zawieźć wolontariuszki na miejsce. Ustawili nam namiot, w takim miejscu, że spokojnie mogłyśmy się zarówno opalić, jak i wytopić zbędne kilogramy. Opalić się udało, coś na rodzaj skwarków. Z kilogramami nie wyszło.
Odwiedził nas też starosta, zadziwił nas swoimi wypowiedziami. Może ten Pan leczy się w jakimś innym świecie. Wiem, każdy ma swój pogląd i może wyrażać swoją opinię, ale tłumaczenie rodzicom chorego dziecka, że nie robią tego co powinni… Nie tędy droga. Najpierw trzeba się dowiedzieć co zrobili, a potem komentować. Warto też dowiedzieć się jaki dochód przynoszą takie loterie, a nie dziwić sie, że jeszcze nie uzbierali, skoro tyle loterii i imprez już mieli. Trochę logiki, matematyki i dobrych chęci by się przydało. Może nie powinnam tak mówić, bo przeciez nie wiem czy nie będę potrzebowała ich przychylności dla mojej Agi. Jednak nie potrafię przejść obok tego obojętnie. Jak to jest, że do niektórych można się tylko uśmiechać i przytakiwać. Dlaczego strach powiedzieć co się naprawdę myśli? Ech, szkoda gadać! Prawdą jest, że ludzie, którzy nie doświadczyli tego typu historii nie są w stanie nas zrozumieć i drogi jaką musimy przebyć aby udało się pomóc naszym pociechom. Mam nadzieję, że nikomu nie będzie dane się o tym przekonać na własnej skórze!
Za tydzień następne dwie loterie. Będzie ciekawie.
Moja Agi została z Arkiem. Cały dzień obydwa leniuchy byczyły się w domu i smażyły się w tym upale. Obawiam się że za tydzień znowu spędzę weekend bez córeczki. Trudno, ważne, że jestem w tak niewielkim stopni w stanie pomóc Maciusiowi.
Kocham Cię moja Agi!

4 komentarze:

  1. ~Ela
    28 lipca 2008 o 18:19

    Aniu trzymaj się , od kiedy się dowiedziałam modle się o twoją córeczke całym sercem i wierze że wszystko będzie dobrze, pozdrawiam…

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Ola Paprotna
    29 lipca 2008 o 03:04

    Będzie dobrze… Musi być! Życzę dużo siły i wytrwałości.Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. ~meg
    29 lipca 2008 o 11:23

    Aniu podziwiam Twoje wielkie serce!!! Buziaczki dla naszej kochanej Agi!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Martyna
    1 sierpnia 2008 o 03:59

    Nie mogłam spać i przypadkowo szukając czegoś do czytania trafiłam na Twój blog. Przeczytałam ostatni post i wróciłam do pierwszego aby poznać Waszą historię. Teraz w głowie mam masę nieuporządkowanych myśli, a ich poskładanie zważywszy na porę nie będzie proste. Zyczę Wam ogromnej siły i cierpliwości. W końcu musi się udać i Kruszynka do Was wróci. Cały czas p[rzypomina mi się fragment kiedy pisałaś że Maluszek robił bałagan w kasetach i przynoił je Tacie. Moja prawie dwuletnia córeczka, też uwielbia to robić. Mam nadzieję, że Agi zrbi Wam jeszcze wielki bałagan na wszystkich półkach i w szafach.pozdrawiam. Trzymajcie się.

    OdpowiedzUsuń