środa, 19 czerwca 2013

Podróżowanie rozszeżone :) /19 czerwca 2013/

Stres, jaki przeżyłam przed wyjazdem jest trudny do opisania. Jednak jestem z siebie dumna. Udało mi się przejechać do Chrzanowa i wrócić do Wągrowca, bez większych problemów. Koniec końców postanowiłam, że pojedziemy w nocy, Naszykowałam wszystko, próbowałam się jeszcze przespać, ale nic z tego nie wyszło. O wpół do 12 wystartowaliśmy z domu. Agnieszka zasnęła zanim opuściliśmy Wągrowiec. Misia spała na szczęście prawie całą drogę. Przez Łódź przejechaliśmy koło 2 i było niemal zupełnie pusto na drogach. Do Częstochowy dotarliśmy koło wpół do czwartej i tutaj miałam kryzys. Musiałam wysiąść z auta i chwilę odetchnąć. Przed nami było jeszcze ponad 1,5 godziny drogi. Przez przypadek, bo źle zjechaliśmy w Jaworznie, ominęliśmy bramki na A4, co nie ukrywam, bardzo mnie ucieszyło. Nie musiałam płacić, za tak źle zrobioną, no powiedzmy, że zrobioną, autostradę. Radarów w południowej części Polski jest chyba więcej niż drzew, więc mam nadzieję, że nie dostanę pamiątki z podróży….
Agnieszka obudziła się jakąś godzinę przed końcem podróży. Biedna, zziębnięta, wystraszona i ścierpnięta. Niewiele mogliśmy zrobić. Dostała ciepłego picia, rozgrzaliśmy ją i trochę rozprostowaliśmy kości. Starałam się jak najszybciej dotrzeć do celu, ale to nie takie proste, jak się nie zna drogi, a GPS się rozładuje w strategicznym miejscu. Jednak się udało.
Z Agniesią na weselu byliśmy do 20, zaczęła płakać i się denerwować, więc pojechaliśmy do domu. Tam, przebrana w piżamkę i ułożona w wygodnej pozycji zasnęła niemal natychmiast. Najdzielniejsza dziewczynka na świecie
W niedzielę urodzinki Lilki, więc był i torcik i prezenty dla jubilatki. Zrezygnowaliśmy z kolejnego wyjazdu do restauracji, woleliśmy pójść na spacer. Tort i kawa miały być w domu a w restauracji tylko obiad. Pogoda piękna, Agniesia wymęczona, więc woleliśmy jej zafundować spacer, niż kolejną podróż do dusznego pomieszczenia. Agniesia najważniejsza. I tak, zbyt wiele wycierpiała. Jednak inaczej się nie dało.
W poniedziałek postanowiliśmy pojechać do Krakowa pociągiem. Z Wózkiem, który i tak musieliśmy z Agnieszką przenosić przez tory staliśmy z Arkiem w przejściu. Nie mieścił się w drzwiach do wagonu. Dworzec w Krakowie uratowała Galeria Handlowa. Obie windy z peronu były nieczynne. Poszłam do straży kolei i poprosiłam o przeprowadzenie przez tory. Kilka minut później okazało się, że są windy do galerii, a stamtąd wyjście na ulicę. Kolejny raz mile zaskoczył mnie Kraków w Kościele Mariackim. Chcieliśmy na chwilkę wejść głównym wejściem. Jednak okazało się, że schody nam to uniemożliwiają. Pan, kazał udać się do bocznego wejścia tam jednak było płatne. 10 zł za dziecko, 15 dorosły. Dwójka dzieci i czworo dorosłych… W pierwszym momencie Pan nie chciał nas przepuścić, odwróciłam się i dodałam zrezygnowana, że po schodach nie wjedziemy, wówczas Pan spojrzał na Agnieszkę i natychmiast nas wpuścił, wszystkich!!! Byłam zaskoczona i wdzięczna! Kościół piękny, ołtarz cudny. Widziałam to ostatnio niemal 30 lat temu. Żal było wychodzić…
W Krakowie też Pani w knajpce, gdzie się posililiśmy zaprowadziła mnie osobiście do toalety, żebym mogła sobie spokojnie przebrać Agnieszkę. A na koniec, na dworcu, Pani kierowniczka składu pomogła nam wnieść wózek, wprowadziła nas do przedziału dla matek z dziećmi i pomogła nam wysiąść. Nawet nam biletów nie sprawdzała, nie żebyśmy ich nie mieli, ale mimo wszystko… To było pierwsze miasto, gdzie Agnieszki niepełnosprawność nikomu nie sprawiała kłopotu i problemu. Było cudownie.
W drodze powrotnej postanowiliśmy zahaczyć o Częstochowę. W końcu byliśmy tak blisko. Para młoda zabrała się z nami swoim samochodem. Wystartowaliśmy koło 16, złapała nas w drodze ulewa z gradem. Nic nie było widać, tylko jedna wielka fala. Jak wjechaliśmy do Częstochowy przestało padać. Przy głównym ołtarzu trafiliśmy na mszę. Właściwie jej drugą połowę, od podniesienia. Okazało się, że po mszy księża prymicjanci zeszli z ołtarza, żeby pobłogosławić wiernych. To było niesamowite wrażenie. Nie przeżyłam takiego uczucia jeszcze. Łzy same mi popłynęły, zwłaszcza jak dwóch księży zatrzymało się chwilę dłużej przy Agnieszce, zrobiło krzyżyk na jej czole, jeden nawet tak się pochylił, że dotknął głową jej główki. Tak miało być. Mięliśmy przyjechać właśnie w tym czasie na Jasną Górę. Agnieszka chwilę wcześniej niespokojna, wyciszyła się.
I tak, koło godziny 20 ruszyliśmy w stronę A2, tym razem omijając Piotrków i Łódź. Kierunek Łaszcz i Koło. Odwieźliśmy Arka tatę do domu, a my w bramę wjechaliśmy koło 1. Agnieszka spała, jednak jak ją przebrałam w piżamkę, nie mogła uwierzyć gdzie jest. Wyglądało, jakby bała się zamknąć oczu. Sonia, ułożyła się w progu i pilnowała, żebyśmy przypadkiem nie odjechali. Jeszcze dzisiaj plącze mi się pod nogami i układa bardzo blisko.
Lekcje zaczynamy w piątek, Pani nie ma do czwartku, wyjechała na cały tydzień, więc nie spieszyliśmy się z powrotem. Rehabilitację zaczynamy od jutra, dzisiaj staram się jakoś to wszystko ogarnąć, ale słabo mi idzie. Jest bardzo ciepło i raczej mam ochotę się przespać, niż sprzątać…
Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa i za to, że wierzyliście w moje możliwości Spokoju dla wszystkich!!!

1 komentarz:

  1. ~Ania ze Szczecina
    19 czerwca 2013 o 16:30

    Jak to dobrze ,ze już jestescie w domu!ale też i dobrze,ze wybraliście sie w tą podróż.A młodym wszystkiego naj,naj,naj!!!!!!!!!!!!!!

    AnkaJ
    20 czerwca 2013 o 20:52

    Oj dobrze, dobrze Aniu!!! Cieszę się, że się zdecydowałam, była to trudna decyzja, na szczęście wszystko się udało! Za życzenia dziękuję, też im tego życzę!!!
    Przytulam Aniu!!!

    ~Żebrosia :)
    19 czerwca 2013 o 18:00

    Witam :)
    Bardzo się cieszę, że już wszystko w porządku, że jesteście już w domku cali i zdrowi !
    Ja właśnie się pakuję na wyjazd do Niemiec do pracy, piszę o tym gdyż nie chce żebyście pomyśleli że o Was nie pamiętam: nie będę miała tam dostępu do internetu więc nie będę w stanie czytać nowych wpisów i komentować… Ale ciągle jestem z Wami !
    Pozdrawiam ;)
    Marta ;)

    AnkaJ
    20 czerwca 2013 o 20:56

    Martuś, ja też się cieszę, że wszystko się udało!
    W takim razie życzę Ci udanego wyjazdu i dobrego zarobku!!!Będziemy tęsknić za Tobą!!!
    Buziaki!!!!!! :)

    ~Liv
    20 czerwca 2013 o 10:34

    Anuś,aż mi łzy ze wzruszenia stanęły w oczach,kiedy przeczytałam o Jasnej Górze…Tam się zawsze ‚coś’dzieje dobrego,ja nie bywam ta często,ale zawsze jestem świadkiem albo uczestnikiem’czegoś’.
    Co do jazdy samochodem-Zuch z Ciebie:))))
    Uściski i cieszę się,że mieliście miłą odskocznię od codzienności:)))

    AnkaJ
    20 czerwca 2013 o 20:58

    Przyznam Ci się, że też się popłakałam jak księża zaczęli błogosławieństwa.
    Mam wrażenie, że teraz już wszystko mogę ;) Sama z siebie jestem dumna, a wiem ile mnie to strachu kosztowało!
    Przytulam Liv!!!!

    ~okiem kobiety
    20 czerwca 2013 o 16:35

    no to cudownie, że wszystko Wam się udało i że jeszcze mieliście okazję trochę pozwiedzać. Wiedziałam, że Wam się uda! Miłego (zbliżającego się) weekendu :)

    AnkaJ
    20 czerwca 2013 o 21:00

    Oj tak, cudownie!!! Dziękuję za wiarę w moje możliwości :) Ja chwilami wątpiłam w samą siebie, ale na szczęście było całkiem dobrze. Miałam dobrych doradców i wszystko się udało!!
    I dla Was udanego weekendu :)

    ~calineczka
    20 czerwca 2013 o 22:08

    Muszę się wybrać kiedyś do Krakowa, tak piękne miasto a byłam tam 10000 lat temu na wycieczce szkolnej ostatni raz. ;)

    Agniesia jest bardzo dzielna, tak samo jak jej mama. ;)

    AnkaJ
    21 czerwca 2013 o 09:01

    Ja byłam w Krakowie kilka razy, ale właśnie w tym problem, ostatnio przed maturą i to tylko biegiem.
    Tak Agi jest bardzo dzielna, mama…nie miała wyjścia, ale dała radę ;)
    Najważniejsze, że wszystko się udało :)
    Buziaki!!!

    ~Kajuga
    21 czerwca 2013 o 08:31

    No jak to, jak to? W Krakowie byłaś, a ja nic o tym nie wiem? :) Jaka szkoda!
    Cieszę się bardzo, że mieliście taki udany wyjazd, i że Kraków tak dobrze się zaprezentował :)

    AnkaJ
    21 czerwca 2013 o 08:59

    Wybacz Kasiu!! Ja zapomniałam. Głowa zaprzątnięta tą podróżą… A najgorsze, że cały czas mi się kołatało po głowie, kto w Krakowie mieszka. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się tak daleko zajechać i z miłą chęcią nadrobimy stracony czas!!
    Buziaki!!!!!!!!!

    ~polaczka
    23 czerwca 2013 o 19:20

    A moje Busko tak blisko od Krakowa (80 km). Następnym razem musisz przez świętokrzyskie wracać. Zapraszam .

    AnkaJ
    25 czerwca 2013 o 13:52

    Anuś, wychodzi na to, że w Twoje rejony koniecznie będziemy musieli się wybrać :) To już kolejne zaproszenie :)
    Buziaki i dziękuję za wpłaty dla Agusi!!!

    OdpowiedzUsuń