Terapia
jest coraz trudniejsza. Nie chodzi tu o jej skomplikowane ćwiczenia,
tylko o fizyczne zmęczenie dzieci. Agniesia też już jest na granicy
wyczerpania. Jeszcze te 4 poranne godziny daje jakoś radę, ale po
południu to dramat. Wystarczy, że zaczynamy się szykować na zajęcia i to
wystarczy. Agunia produkuje wydzieliny tyle, że stale ją odsysam.
Później ssak mi nie wytrzymuje, bo mamy akurat takie zajęcia, gdzie
niebardzo mam go gdzie podłączyć. Jeszcze zajęcia plastyczne Agniesia
traktuje w miarę znośnie. Właściwie, to jej się podobają. Pani Kasia
jest bardzo sympatyczna i miła. Ma super podejście do dzieciaków. Można z
nią rozmawiać, a ona i tak cały czas zwraca głównie uwagę na dziecko z
którym pracuje, rozmawia z nim, mówi do niego. I tak powinno być. W
poniedziałek bawiliśmy się masą solną. Agusia miała oplecione całe
dłonie ciastem. Dzisiaj natomiast ciotka wymalowała jej rączki,
calutkie! Ku mojemu zdziwieniu, poza kocykiem nic więcej nie ucierpiało
Tak
jak ja, tak i terapeuci są zadowoleni ze swojej pracy. Generalnie już
mi mówią na czym trzeba się głównie skupić pracując z Agi. Do czego
musimy się przyłożyć, a co odrobinkę odpuścić. Jeszcze trochę pracy
potrzebne jest do uruchomienia łokci, żeby rączki się zginały. Na razie
osiągnęliśmy tyle, że prawa rączka już nie przylega tak usilnie do
ciałka, tylko odstaje jak lewa, czyli jak dla mnie w naturalny sposób.
Do tego, rączki można podnieść w górę bez użycia siły. Ze spokojem i
powolutku. Muszę dokładnie dopytać jak rozciągać mięśnie w rękach i te
odpowiedzialne za ruch ręką w klatce piersiowej.
Wczorajsza
terapia twarzy była zabawna, bo Agniesia przespała praktycznie całą. A
spała tak głęboko, że ciocia Ada mogła wymasować jej calusieńką buźkę – w
środku!!! Do tego rozmasowała taki guziołek po prawej stronie, tam
gdzie Agi nie ma uszka. Ja cały czas myślałam, że tak musi być, że to
może jakiś kanalik słuchowy, czy coś w tym rodzaju. Okazało się, że to
jakieś zwłóknienie i nie ma guziołka!
Pracując
z Agi mam czasem wrażenie, że to jakiś rytuał. Wszystko odbywa się ze
spokojem, wolno, odliczając sekundy potrzebne do reakcji mózgu. To taka
swoista magia. Dotykanie, głaskanie, delikatny ucisk i niewielkie
wygięcia. A to wszystko po to aby pomóc mojej małej Agi. Stopy udaje się
już zupełnie wyprostować i na koniec zajęć ma je śliczne. Achillesy też
odrobinkę puściły, ale jeszcze dużo pracy nas czeka. Niestety każdymi
najmniejszymi nerwami Agusia przywraca sobie spastykę. Całe szczęście,
że jakoś nieczęsto się tutaj denerwuje, staramy się jej ograniczyć stres
maksymalnie. Czasami jednak się to nie udaje i musimy rezygnować z
niektórych ćwiczeń. Wczoraj np. Agniesia spięła się i nie dało rady
zginać nóżek kolanach. Nie było
sensu kontynuowania ćwiczenia, bo moglibyśmy uszkodzić bioderka. Muszę
cały czas pilnować pewnych rzeczy, o których terapeuci nie wiedzą.
Jednak nic na siłę nie robią. Jeżeli dziecko nie chce ćwiczyć,
przekładają zajęcia na inną, wolną godzinę. Są dyspozycyjni i
elastyczni. Widać, że to oni są tutaj dla dzieci, a nie dzieci dla nich.
Dzisiejsze
zajęcia z balansowania też niespecjalnie wyszły. Agusia tak dużo
wydzieliny miała, że musiałam iść do pokoju ją uspokoić. Boję się
trochę, bo może z tego zmęczenia coś złapała, ale nic na razie się nie
dzieje, nie ma żadnych sensacji. Myślę, że to zwykłe przemęczenie i jej
jedyny bunt jaki może mi tutaj zaprezentować.
Jutro
mamy ciężki dzień – 8 zajęć. Jednak jeszcze dwa dni i koniec turnusu.
Wszyscy się rozjadą, a my zostaniemy. Tak, zostajemy do niedzieli, jeden
dzień dłużej. Od poniedziałku i tak nie możemy mieć rehabilitacji bo
organizm musi tydzień odpocząć. Mózg musi przetworzyć te wszystkie
bodźce, które otrzymał w tak krótkim czasie.
Wiecie,
ja sama zauważyłam, że niektóre dzieci z autyzmem wyciszyły się.
Bardziej tulą się do mam. Szkoda, że na każdego działa to inaczej.
Terapeuci pracując muszą dobierać terapię indywidualnie do dziecka.
Szkoda, że nie można użyć szablonu…
Muszę
Wam się przyznać, że też już jestem zmęczona. Nie we wszystkich
terapiach biorę czynny udział, ale w tych najbardziej intensywnych. Ręce
i palce bolą. Jednak w tym celu tu przyjechałam i nie zamierzam się
uskarżać. Chodzi tutaj o sam fakt, że ja, stara baba jestem zmęczona, a
co dopiero moje biedne dziecko, które nie może do tego się bronić.
Jedyne co mnie jeszcze powstrzymuje przed rezygnacją z zajęć, jest fakt,
że to dla jej dobra. No i już blisko końca. Damy radę!
Agniesiu, moje słoneczko, proszę nie poddawaj się i przetrwaj jeszcze te dwa dni! Kocham Cię stokrotko!
~KASIA819
OdpowiedzUsuń11 marca 2010 o 17:54
ANIU TAK SIĘ CIESZĘ! WIEDZIAŁAM ŻE BĘDĄ EFEKTY!!!:) OH AGUNIU, JESTEŚ DZIELNA I WSPANIAŁA!:) BUZIACZKI DLA WAS! JA CZYTAM, ALE PRZEZ PRACE RZADKO OSTATNIO ZASIADAM DO KOMPUTERA..TRZYMAJCIE SIĘ DZIELNE I KOCHANE DZIEWCZYNY!
~inanna
12 marca 2010 o 10:48
Trzymam za was kciuki, dzielne dziewczyny… przeżyłyście (i przezywacie) prawdziwy maraton. Bardzo się cieszę, że sa efekty.. .Pozdrawiam serdecznie Aga
~mamateż
12 marca 2010 o 14:16
dziewczynko, podziwiam cię, jesteś dla mnie bohaterką, życzę cudu dla ciebie i zdrowia dla malutkiej
~Sasecia
12 marca 2010 o 17:06
Cześć Aniu. U mnie nienajlepsze wieści. Szczegóły w mailu który możliwe że wysłałam to wyślę napewno. I tak dużo Agunia wytrzymała… jesteście kobietki dzielne… gratulacje :D
~Longina
12 marca 2010 o 21:35
Agunia jest silną dziewczynką jak jej mamusia i dlatego świetnie sobie daje rade. Buziaki dla moich ślicznotek :)
~...
13 marca 2010 o 09:27
Potrzebna jest pomoc i szerzenie apeli,kto tylko moze to prosimy…iza-domagala.bloog.plPzddrawiam:)Buziaki dla Aguni:))) Dla Ciebie Aniu też:) Dzielne dziewczyny z Was…