poniedziałek, 16 listopada 2015

Smutna rocznica… /16 listopada 2015/

Siedzę i myślę. Nigdy nie miałam szczęścia w grach losowych. Widać wtedy, jak ciągnęłam los dotyczący swojego życia, też nie miałam szczęścia. Właściwie nie tak do końca, ale w tym najważniejszym aspekcie, ktoś się zabawił i utrudnił nam życie.
Jesteśmy szczęśliwą rodziną, choć 8 lat temu nasze życie legło w gruzach. Myślałam, że się z tego nigdy nie podniesiemy, że nie damy rady żyć normalnie. Nie wierzyłam w siłę człowieka. Nie wierzyłam w siłę miłości do dziecka. Nie wierzyłam w siłę swojej córki. Ona chciała żyć, nie chciała nas zostawić. Została z nami, uczyliśmy się siebie od początku. To była trudna i bolesna nauka i nadal niewiele wiemy.
Czy się podnieśliśmy z gruzów? Nie do końca. Odbudowaliśmy z nich nasze życie. Mieszkamy w ruinach, gdzie wystarczy mały kamyk i sypie się nam wszystko na głowy. Wystarczy jeden zły oddech Agnieszki, napięcie i już mamy lżejszy sen. Zrobiliśmy się bardziej wyczuleni, zmieniły się nasze priorytety. Nie są ważne nasze potrzeby, ważne są potrzeby Agnieszki. Niby podobnie do rodzin ze zdrowymi dziećmi, a jakże inaczej.
Te osiem lat temu nie myślałam, że będę umiała się śmiać, że będę z dzieckiem chodzić na spacery, czy też wyjeżdżać na wakacje. Na spacery chodzę i uwielbiamy to z Agnieszką, choć nie zawsze jest czas i pogoda nie pozwala, bo nie wystarczy się cieplej ubrać, czy założyć kaloszki… Na wakacje jedziemy tylko, jak turnus jakiś mamy, ale jesteśmy z tego zadowolone. Może i tej wiosny uda się pojechać nad morze, może i tata z nami pojedzie? To są chwile, które wywołują uśmiech. Nauczyliśmy się cieszyć z każdej dobrej chwili. Tak, uśmiechamy się, choć zawsze lęk siedzi cichutko i szepce do ucha, że już niedługo się odezwie…
Co roku boję się tego dnia. Boję się iść po południu na zakupy, boję się zmroku wychodząc ze sklepu. Wtedy wszystko wraca. Jak zły sen. Jakby spowijała mnie mgła. Wtedy też tak było, mokro, mgliście i szaro…
Kocham Cię córeczko, wybacz mi, że nie ustrzegłam Cię przed nieszczęściem…

3 komentarze:

  1. ~Lila-Fleur de Lys
    16 listopada 2015 o 13:49

    15-go listopada umarł mój Tata,więc 16-ty łatwo mi pamiętać.I dziś rano obudziłam się z myślą o Was.
    I to jest właśnie jedna z takich chwil,w których czuję klasyczną bezradność.Bo wiele bym dała,żeby Agnisia się wybudziła.Ja nawet wciąż wierzę,że tak będzie,pozwól mi wierzyć za Ciebie i za siebie.
    Agnisia jest śliczną,dzielną dziewczynką,która uczy mnie ciągle,jak ważne jest życie.Tak naprawdę,zrozumiałam to tutaj-kiedy zachłannie czytałam bloga,nie śmiejąc się jeszcze odezwać.Jesteście zwykłą Rodziną z niezwykłą Agnieszką.Tylko i aż tyle.
    PS.A ja też nie miałam szczęścia do gier losowych i też,jak pociągałam los Życia to mi się w jednej dziedzinie wielka przegrana wylosowała…
    Całuję i mocno przytulam***

    AnkaJ
    17 listopada 2015 o 09:40

    Myślałam, że trochę lepiej zniosę ten dzień. Jasne, obyło się bez łez, bo i tak bywało w minionych latach. Mimo tego, kiedy rano się obudziłam, już wiedziałam, że myśl o tamtym przeklętym dniu mnie nie opuści. Chwila zadumy, zamyślenia i wracała moja córcia przerażona. Choć to nie to samo mieszkanie, tamtego kąta już nie ma, ze śladami jej łapek umazanych od czekolady na ścianie. Zostały tylko pamiątkowe zdjęcia i kłębek myśli.
    Na szczęście dzień minął, teraz trzeba przetrwać do końca roku. A Nowy Rok, będzie łatwiejszy. Te 6 tygodni kojarzą się ze smutkiem, bólem i łzami.
    Tak, Ty też wyciągnęłaś fatalny los, na szczęście jeden był szczęśliwy i niech cieszy Twoje serce swoją roztropnością i miłością do mamy :)
    Przytulam :***

    ~Lila-Fleur de Lys
    17 listopada 2015 o 18:18

    A wiesz,że ja też nie lubię tych sześciu tygodni?Dziwne,bo to Adwent,Święta…A jednak to są dni,które mnie wybijają(pozytywnie,ale jednak)z codziennego rytmu.Zawsze drugiego stycznia oddycham z ulgą(podobnie,jak we wtorek po Wielkiej Nocy i 1 września co rok:P).To nawet nie to,że nie lubię Świąt.Lubię,ale…No właśnie:)

    AnkaJ
    17 listopada 2015 o 21:16

    Ja święta lubię, tym bardziej, że Agnieszka w Boże Narodzenie zaczęła samodzielnie oddychać. Zaczęła swoje nowe życie, a my razem z nią. Nigdy nie zapomnę tej chwili, kiedy po wejściu na oddział zobaczyliśmy ją z szeroko otwartymi oczkami, i oddychającą samodzielnie :) Potem powrót do Wągrowca i nadzieja… Te 6 tygodni pamiętam jak przez mgłę. Płacz i szpital, nic więcej. Wiem, że rano jeszcze bywałam w pracy na 2 godziny, ale nie wiem nawet po co… Dziwne to wszystko. Pamiętam nasz spacer po Starym Rynku w wieczór wigilijny, bo spędziliśmy go w Poznaniu, z Arkiem. Pielęgniarki nas nie wyrzucały z oddziału, była dobra zmiana. Dlatego też, nie wyobrażam sobie innego odpoczynku, tylko we trójkę. Jasne, chcę, muszę trochę odpocząć, ale czasami mi wystarczy, że wyjdę do drugiego pokoju (może kiedyś znowu będę taki mieć), poleżę, poczytam, a Arek zajmie się Agnieszką.
    Przytulam :)

    ~okiem kobiety
    16 listopada 2015 o 18:49

    taki smutny wpis, aż mi się łezki w oczach zakręciły :(

    AnkaJ
    17 listopada 2015 o 09:33

    Ach, bo to taki smutny dzień dla mnie. Pozdrawiam gorąco!

    ~Magdalena
    16 listopada 2015 o 19:34

    Aniu, a gdyby tak oddać Agusię do Kliniki Budzik? Może tam. Wybacz, nie chcę być ciocią dobrą radą, to tylko moje gdybania…. Szukaliście pomocy poza granicami kraju? Czytam Waszego bloga od daaaaawna, nigdy nie komentowałam a jest tu od lat. Mocno w Was wierzę!!

    AnkaJ
    17 listopada 2015 o 09:20

    Witaj. Klinika Budzik przyjmuje dzieci rokujące i te, którym od wypadku minęło najdalej 1,5 roku. Nasze dzieci nie podlegają pod żadną kategorię :) To co dało radę z Agniesią zrobić, jest już zrobione. Jakoś boję się reakcji i podawania komórek macierzystych, bo to jest terapia eksperymentalna. Kibicuję i życzę powodzenia tym rodzicom, którzy zdecydowali się na ten krok.
    Dziękuję za radę, każda jest cenna. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Ania ze Szczecina
    16 listopada 2015 o 21:12

    Kochana imienniczko!Ja też się boje tej daty,i wiedziałam,że nastąpi ten dzień,i smutek,żal i poczucie winy!Ale tak jak piszesz,ciszycie się z tego co jest,przetrwaliście jako rodzina a to jest bardzo dużo.Masz oparcie w mężu i nie jedna kobieta tobie zazdrości,bo ze swoim bólem i troskami jest sama! Córka rośnie,uczy się ,na swój sposób rozwija się i zmienia-to jest swoisty cud!Aniu-jesteś dla Agnieszki najlepszą mamą na świecie,lepszej by nie ,,znalazła,, musisz w to uwierzyć,bo to prawda!Wie o tym Agnieszka,wiem ja i wszystkie ,,ciocie,,które ,,uczestniczą,, w waszym życiu.Jutro będzie nowy dzień,dobry dzień dla Ciebie i Twego Słoneczka.Spokojnego wieczoru życzę i mocno,mocno was przytulam.Ania

    AnkaJ
    17 listopada 2015 o 09:25

    Aniu, dziękuję. Ja wiem, że nie powinnam narzekać, ale jak mi się tak wszystko ciście w głowie, to wolę to przelać na bloga i mi jakoś lżej. Niby dzień nie był taki zły. Jednak jak się zamyśliłam, to widziałam tą moją małą istotkę z tymi przerażonymi oczkami… Jednak trzeba iść do przodu i głowę oczyścić z takich myśli. One będą tam i nigdy nie przejdzie to wrażenie, że można było coś zrobić.
    Przytulam :**

    ~Karolina90
    16 listopada 2015 o 21:22

    Aniu, przytulam do serca. Pamiętaj powiedzenie, co Was nie zabije, to Was wzmocni. I tego się trzymajcie. Pozdrawiam

    AnkaJ
    17 listopada 2015 o 09:25

    Dziękuję i pozdrawiam gorąco, Karolinko!

    ~Anna
    16 listopada 2015 o 22:50

    Ania- do diaska- to nie Twoja wina, to taki inny los na loterii- osłabłaś :-( masz prawo być zmęczona- masz wyjątkowo trudne życie, ten wystarczy pyłek, a już wszystko rozpada się….. skąd ja to znam- nasze rodziny albo dają radę albo nie- jedno jest pewne wszyscy tracimy nadzieję- bo tracimy siły i zdrowie
    Może powinnaś choć jeden dzień spędzić z Mężem, a mąż z Tobą?

    AnkaJ
    17 listopada 2015 o 09:29

    Niby to wiem, Aneczko. Jednak ta myśl, taka świdrująca, czasami się pojawia. Czasami wraca i wtedy mam wrażenie, że zwariuję. Masz rację, mam wrażenie, że jestem zmęczona, tym bardziej, że teraz jesienna pogoda nie sprzyja dobremu samopoczuciu. Jakoś nie wyobrażam sobie dnia spędzonego razem, bez Agnieszki. Najbezpieczniej czuję się, jak Agnieszka jest z tatą, albo ze mną. Babcia, ciocia, radzą sobie, ale zawsze zostaje ten niepokój, zwłaszcza, ze Agniecha lubi psocić.
    Przytulam i pozdrawiam!

    ~Gosia
    17 listopada 2015 o 09:03

    pierwszy raz sie oddzywam, choc czytam twój blog od dłuzszego czasu. Jestes świetną mamą, choc masz bardzo trudne macierzyństwo. Podziwiam cię i myslę, ze każdy dostaje tyle, ile potrafi udźwignąć. Agnieszka ma wielkie szczęście.

    AnkaJ
    17 listopada 2015 o 09:32

    Dziękuję, to bardzo ciepłe i miłe słowa. Staram się ogarnąć to moje macierzyństwo jakoś w miarę sensownie. Jednak im dalej w las, tym trudniej. Wierzę jednak, że jakoś sobie poradzimy. Ta nieszczęsna data już za nami, więc teraz powinno być łatwiej. Choć ten okres do końca grudnia będzie zawsze kojarzył mi się ze smutkiem i strachem.
    Przytulam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Żebrosia
    17 listopada 2015 o 12:20

    Ja zamilkłam ostatnio, lecz jak zawsze w takich sytuacjach: jestem, czytam, myślę o Was – tyle że nie odzywam się bo jakoś ciągle cos.

    Mi również zakręciły sie łzy w oczach jak to czytałam. Jestem z Wami całym sercem. Jesteście wspaniałą rodziną, mimo tylu trudności świetnie sobie radzicie i macie siebie – czyli więcej niż wiele osób na świecie ;)

    Chciałabym się też odnieść do jednego z komentarzy:

    Doskonale rozumiem Wasze obawy co do zostawienia Agi na kilka godzin z Babcią/Ciocią – ale namawiam Was do tego gorąco. Taka hm randka ;) bardzo dobrze działa na samopoczucie Rodziców, zwłaszcza niepełnosprawnych dzieci. Wiem to z doświadczenia – mówiłam Ci Aniu kiedyś o Kubusiu, rozmawiałam z Tobą przez telefon po jego wypadku (pęknięty krwiak mózgu, operacja, niedowład). Swoją drogą Kuba psychicznie wrócił do siebie sprzed wypadku, fizycznie walczy ale też nie jest źle. ale nie o tym chciałam ;) Jak mam czas i tata Kuby jest w domu (pracuje teraz za granicą, jest w domu rzadko) to tak organizuje czas żeby jechać do nich i zostać z Małym a ich wygonić chociażby pietro wyżej czy na spacer żeby mieli czas tylko dla siebie. I naprawdę gołym okiem widać radość z nich bijącą jak wracają ;)

    Ja to tak trochę widze jak zostawianie pierwszego dziecka, niemowlęcia z kimś kto nie ma swoich dzieci ale zna to konkretne dziecko i nie raz spędzało z nim czas i się nim zajmowało mając jego (dziecka) rodziców gdzieś niedaleko.
    Jest strach ale jednoczesnie ogromna chęć ;)

    Więc gorąco namawiam do takich randek i wspólnego spędzania chwil bez Agi – Aga wie że Ja kochacie, że jesteście z Nią zawsze, i na pewno chciałaby byście byli szczęśliwi ;)

    No cóż, jak zawsze się rozpisałam. Gadulstwo moje mnie kiedyś zgubi …
    Nie miej mi za złe proszę tego co napisałam, to tak ze szczerego serca ;)

    Buziaki !
    Marta ;)

    AnkaJ
    17 listopada 2015 o 14:30

    Martuś, wiem, że na Ciebie mogę zawsze liczyć! Dziękuję, że jesteś, jak i pozostali, którzy są z nami i wierzą, że damy radę :)
    Tak, może to byłoby coś miłego, coś co jest nam potrzebne. Uwierz mi jednak, że pobyt w Dąbkach był dla nas czymś więcej, niż spędzeniem tylko wspólnie czasu. Mam takie wrażenie, że my jesteśmy od siebie uzależnieni. W taki narkotyczny sposób. Ciężko nam bez siebie żyć. Agnieszka to wszystko co mamy najcenniejszego.
    A o Kubusiu oczywiście, że pamiętam :) Nie wiem, czy pamiętasz, ale mówiłam Ci wtedy, że będzie dobrze. Może będzie trzeba włożyć więcej pracy w przywrócenie go do sprawności fizycznej, trzeba będzie dużo cierpliwości, ale chłopiec ma szansę :) Strasznie się cieszę, że maluch wychodzi na prostą. Najważniejsze, że jest sprawny intelektualnie. Sprawność ruchową można udoskonalić i wspomóc się!
    Dziękuję, że się rozgadałaś, lubię to! :) Przytulam i czekam za kolejnym „rozgadanym” komentarzem :)

    ~Longina
    18 listopada 2015 o 20:31

    Kocham kocham kocham

    AnkaJ
    20 listopada 2015 o 21:53

    Też Cię kochamy Loniu!!! Przytulam i dziękuję, że jesteś!!! :)

    ~Wame
    20 listopada 2015 o 10:19

    Witam
    Czytałem pani blog z 2013 o łuskach dla córeczki i tej firmie ,która tak postąpiła. Mamy właśnie dla naszej 3 letniej córeczki też zakupić łuski i nie chciałbym trafić na tamtą firmę. Dlatego mam Prośbę proszę o przesłanie na e-mail mój nazwy tamtej firmy bym czasem nie zwrócił się do nich o wykonanie łusek. Mój e-mail to wame@vp.pl . Z góry dziękuję za informację

    AnkaJ
    20 listopada 2015 o 21:58

    Moja droga ~Wame, my nie kupowaliśmy łusek dla Agniesi. Wiem, że przykre przygody z łuskami miała rodzina Hani Kaczmarek http://nasza-haneczka.blogspot.com/2013/11/oszukac-chore-dziecko.html Napisz, proszę do mamy Haneczki, Danki. Ona z pewnością podzieli się swoim doświadczeniem.
    My dla Agusi w 2009/2010 roku chcieliśmy kupić ortezy na łokcie, a wróciliśmy z jedną ręcznie zrobioną łuską na nóżkę z lekkiego gipsu.
    Pozdrawiam serdecznie i proszę, zapytaj się na blogu Nasza Haneczka (Hania Kaczmarek, link w katalogu Dzieciaczki różnie)

    OdpowiedzUsuń