niedziela, 23 maja 2010

Trudna droga na turnus… /23 maja 2010/

Witam wszystkich serdecznie. Przepraszam, za tak długą nieobecność, ale niestety nie zabrałam laptopa i mam utrudniony dostęp do neta. Jednak właśnie dzisiaj znalazłam komp w ośrodku i mogę skorzystać. Jest niedzielne popołudnie, większość dzieciaczków na spacerkach, a my odpoczywamy po Aginkowym obiadku. Byłyśmy już dzisiaj dobre 3 godzinki i już niedługo pójdziemy ponownie. Jest słoneczko i całkiem przyjemna pogoda, więc korzystamy. Właściwie nie zważając na pogodę, na spacerku jesteśmy codziennie. Chociaż godzinkę – półtora. Ośrodek położony jest nad samym morzem, więc możemy sobie spacerować promenadą to w stronę głównego deptaka, albo w stronę Unieścia. Dzisiaj zaczęli już otwierać coraz więcej straganów, wesołe miasteczko, lodziarnie, kawiarnie, smażalnie. Jednym słowem miasto zaczyna żyć.
Agniesi odpowiada tutejszy klimat. Przez kilka dni nie miała prawie wydzielinki i nie było co odsysać. Jednak ciężka praca dała już o sobie znać. Moje dziecko jest przmęczone na maksa. Od rana śpi na zajęciach, a potem zaczyna się bunt na całego! Spinanie, płacz i walka z terapeutami. Mamy jednak na maludę swoje sposoby. Moje dziecko uspokaja się na boczku, albo na brzuszku. Są takie terapie, na których możemy z tych metod korzystać. Niestety na terapii twarzy, czy przedsionkowej nie ma szans.
Jest dużo nowych terapeutów, ale są też znajome twarze. Wiecie, miło było zobaczyć zarówno znajomych rodziców, dzieci, jak i terapeutów. Oczywiście jest Pani dr Masgutowa. Zgodnie z tym co o Niej słyszałam to bardzo ciepła, ale konkretna osoba. W poniedziałek na diagnozie odruchów stwierdziła u Agi dużo patologii, no ale to wiedzieliśmy. Natomiast postanowiła pomyśleć nad jakąś metodą pracy dla Aguni. W poniedziałek na 8.45 jesteśmy proszone na salę konferencyjną i Pani doktor będzie stosowała swój nowy pomysł. Zobaczymy…
Co by Wam tu jeszcze napisać, tak na szybko…
Może to, że już nie mam auta. Zostało zmiażdżone przez Peugeota w drodze na turnus, na rondzie na którym mieliśmy już jechać prosto do Mielna! Wiecie w tym wszystkim niesamowite jest to, że nikomu nic się nie stało. Otóż cały przód mojej Octavi został zmiażdżony, a my z siostrą oprócz guzów i obolałych prawych barków nie odnieśliśmy żadnego uszczerbku na zdrowiu. Z tyłu siedziała Agi dobrze wpięta w fotelik Kimby i mój mąż. Oni nie ucierpieli w ogóle. Auto zostało przewiezione na lawecie, najpierw na parking, żeby nie zawadzało, a później do Wągrowca. W tym miejscu muszę podziękować kilku osobom! Przede wszystkim dziękuję Sylwii Stasiewicz i jej przyjacielowi za pomoc w przewiezieniu nas do Mielna i wyładowaniu bagaży. Jak również za podtrzymanie na duchu i dodawania sił!! Jestem Waszą dłużniczką!!
Dziękuję również Panu, który bezinteresownie ściągnął dla nas lawetę aby przewieźć auto w bezpieczne miejsce i Panu z lawety!!!
Wielkie podziękowania należą się także Panu Mariuszowi Hetzigowi za przysłanie w błyskawicznym tempie lawety z Wągrowca i Panom kierowcom!
Wiecie, w tym całym nieszczęściu, jest dużo dobrych rzeczy jakie nam się zdarzyły. Kochana Sylwia, która mogła szybciutko przyjechać i nam pomóc, Pan z lawetą, laweta z Wągrowca. A na domiar wszystkiego…ŻYJEMY!!!! Patrząc na moje kochane autko, wiem, że to cud. Czuwały nad nami jakieś dobre duchy!!! Samochód to Tylko trochę blachy z silnikiem. Żal, ale zawsze można mieć następny. Życia nic nam nie wróci. Nie ukrywam, że mam kilka siwych włosów na głowie więcej, bo cały czas kombinuję co tu zrobić, żeby zdobyć jakieś auto! Na chwilę obecną nie wiem nawet jeszcze jak i czym wrócę do domu. Mam nadzieję, że ktoś się ulituje nad biednymi duszyczkami i nas odbierze!!!
Kochani zajęć jest bardzo dużo, do tego są tak rozłożone, że kończą się o 18, bądź 19. Nawet nie mam jak umówić się z Sylwia na spotkanie. Do tego wszystkiego rozwaliłam aparat fotograficzny!! Zrobiłam niestety niewiele zdjęć i guzik!! Więcej nie będzie!! Dzisiaj chce mi się już wyć!!!
Często rano nie mamy czasu nawet na śniadanko lecieć, a czasem Agi pada i nie ma czasu nawet na kolację iść. Jednak jakoś głodna nie jestem. Mam w pokoju jabłuszka to się dożywiam. Jogurciki też już sobie dokupiłam, tak więc na śniadanko starczą!
Pozdrawiam serdecznie i nie wiem, kiedy znowu sie odezwę!
Agniesiu dziękuję za Twoje dobre Aniołki!!!!

1 komentarz:

  1. ~Ewa mama Nulki
    24 maja 2010 o 01:20

    A w jakim ośrodku jesteście zakwaterowani?

    ~Elwi
    24 maja 2010 o 14:38

    Bogu dzięki, że nic Wam się nie stało! Pozdrawiam serdecznie:)

    ~sasecia
    24 maja 2010 o 20:55

    Szczęście w nieszczęściu :( dobrze że żyjecie i nic wam nie jest.

    ~tygrysek235
    25 maja 2010 o 12:24

    Dawno nie pisalam do Was ale staram sie w miare regularnie podczytywac…jest mi bardzo przykro z powodu Waszego wypadku (tym bardziej ze stalo sie to blisko okolicy gdzie przez tyle lat mieszkalam).. na szczescie nic Wam sie nie stalo -ale uraz jednak zostaje…Mam nadzieje ze ubezpieczenie pokryje koszt nowego auta… i jeszcze ten aparat.. Ale tak jak napisalas – to tylko rzeczy materialne – zycie najwazniejsze…zycze Wam milego pobytu, pieknej pogody i zeby cwiczenia jak najbardziej poskutkowaly.. i zeby Agunia coraz chetniej poddawala sie terapii…Spacerujcie jak najwiecej, nawdychajcie sie jodu.. Mielno w piekna pogode jest naprawde fajne :)Caluski dla Malej Ksiezniczki i dla Was :*

    ~Gosia
    28 maja 2010 o 17:41

    To jesteście razem na turnusie z Kajtusiami? :)

    OdpowiedzUsuń