niedziela, 5 października 2008

Weekendowe wyprawy. /5 października 2008/

Ja nie wiem co się dzieje z tym czasem. Niedziela wieczór, a co się stało z pozostałą częścią weekendu? Przeminęło z wiatrem! W sobotę Arek pojechał do pracy i znowu zostałyśmy same bidulki. Dobrze, że chociaż ciocia Danka przyszła. Hi, hi, hi… dalej nie dała rady dojść. Oddała samochód do mechanika i pieszo coś koło 5 km zrobiła! Żeby dojść do domu zostało jej jakieś 1,5! Dobrze, że ma siostrę po drodze. I tak spędziłyśmy bardzo miłe przedpołudnie. Wtedy nie wiedziałam, że popołudnie będzie jeszcze przyjemniejsze. Pod wpływem chwili postanowiłyśmy odwiedzić nasze cudne kobietki w Budzyniu. Justynkę i Zośkę! Zadzwoniłam, umówiłam się i już. Teraz tylko na Arka musiałyśmy poczekać.
W międzyczasie zadzwoniłam pod numer, który podała mi bardzo życzliwa osoba. Pani Grażynka, bo tak ma na imię osoba z którą rozmawiałam, ma przyjaciółkę, której syn Dominik jakiś czas temu był w śpiączce. Chłopak w wieku 13 lat utopił się w wannie. Brzmi równie banalnie jak parówka Agnieszki. Niby czynności wykonywane wielokrotnie przez wszystkie dzieci, a jednocześnie tak bardzo niebezpieczne. Troszkę sobie porozmawiałyśmy. Dominik miał to szczęście, że wybudził się po 3 tygodniach. Są prawdopodobnie jakieś uszkodzenia mózgu, ale jest tym jednym z miliona, któremu się udało! Pani Grażyna, nawet przez chwilkę nie dała mi do zrozumienia, że to się nie uda Agi. Ona cały czas mówiła jak Agi się obudzi musi Pani to a tamto. Może uda nam się spotkać. Bardzo chętnie porozmawiam, wymienię się informacjami i poznam Dominika.
Koło 15.30 dojechałyśmy do Justynki. Danka, z racji tego, że ma zakaz kupowania Agi zabawek kupiła zabawki Zosiaczkowi. Najbardziej przypadł jej do gustu piesek, któremu dawała buziaki w mordkę, ciągnęła za uszy i przewracała. Zosia jest taka wspaniała. Nie wiem jak długo się nie widziałyśmy, ale urosła bardzo! Na ręce do mnie nie chciała przyjść, ale paluchy moje jej smakowały bardzo! Kurcze, muszę powiedzieć, że to był bardzo dobry pomysł z tym wyjazdem. Inaczej jak przez towarzystwo Justynce nie dam rady pomóc.
Agusi zdążyłam już tylko bajeczkę przeczytać. Cóż, przynajmniej mieli z tatą czas dla siebie. Przez cały tydzień prawie się nie widzą. A u Arka po woli sezon się rozkręca w firmie. Cóż, tak to już jest. Chce się mieć pieniążki, trzeba pracować. Damy radę!
Dzisiaj następna szybka decyzja. Jedziemy do Poznania, pochodzić po sklepach. Zabraliśmy Agi. Muszę powiedzieć, że wyglądała na bardzo zadowoloną i udało mi się kupić jej takie mięciutkie ocieplane buciki. Ona ma powykręcane stópki i normalnych butków jej nie dam rady ubrać, a u nas tylko takie na niemowlaki. Masę ciuchów dla Aguni dostałam, ale czasem muszę też coś jej kupić. Taka odrobina normalności… Udało mi się dostać na nią spodenki ocieplane. Kurteczki mamy, a w wózku w zwykłych, będzie jej zimno. W naszym Wągrowcu takiego czegoś nie dostanę, chyba, że razem z kurtką. A tyle dostałam, ze już nie mam sumienia prosić o nic!
Na koniec taka mała refleksja. Wypad do Poznania był super. Zakupów prawie wcale  nie zrobiliśmy, ale samo krążenie po sklepach, między ludźmi dużo dało. Tylko jeden problem, który nie daje mi spokoju. Jak chodzę po tych sklepach, czuję uścisk w dołku. Jeszcze rok temu, moja Agi tam krążyła i zwalała co się dało z półek. I patrząc na te same sklepy, na te wszystkie dziecięce rzeczy i zabawki, widzę oczami wyobraźni moją malutką Agi, która szła ze mną za rączkę i czarowała swoim uśmiechem. Jak wyjadała nam bitą śmietanę z deserów lodowych… W naszym Wągrowcu jakoś się już przyzwyczaiłam do tego, że Agi nie idzie, a leży i nie gaworzy. Do tego w drodze do Wągrowca, przypomniało mi się, jak jechaliśmy bez niej, ze szpitala. Myślę, że to po prostu taki trudny dzień, bardziej obciążony wspomnieniami niż zazwyczaj. Nie martwcie się, nie załapałam dołka. Tylko, te wspomnienia są w mojej głowie i nic ich stamtąd nie wymaże. Z czasem pewnie troszkę przycichną. Są jednak takie dni, które w połączeniu z pewnymi sytuacjami i miejscem, wywołują wspomnienia niekoniecznie przyjemne.
Agunia, obudź się, to te wspomnienia odpłyną w siną dal…
Ps. Przypominam o Szymku Jakubowskim, który cały czas czeka na Waszą pomoc. Bardzo Wam dziękuję.

1 komentarz:

  1. ~Ola Daukszewicz
    5 października 2008 o 23:26

    Skarby moje kochane – ja też uważam, że Agi się wybudzi!!!

    ~Barbara
    7 października 2008 o 18:45

    Niedawno znalazlam Twojego bloga.Jestem pod wrazeniem jak dobrze sobie radzisz .Masz prawo do zlosci,niepewnosci placzu i chwil nadziei i szczescia.To krytykujace Cie madrale maja problem a nie Ty.Pare lat temu mialam traumatyczne przezycia,wszystko skonczylo sie dobrze,ale to tkwi we mnie do dzis.Dlatego wydaje mi sie ,ze rozumiem co czasem piszesz.Mieszkalam w Pile i tez bywalam u neurologa w Poradni Oceny Rozwoju.Trzymam kciuki za Was obie.

    OdpowiedzUsuń