W czwartek była jak zawsze dogoterapia (znaczy nie jak zawsze, ale
piątek święto). Majucha taka rozradowana wpadła, że aż Dana na nią
wyzywała, ze nadążyć za nią po schodach nie może! Agula taka rozluźniona
i szczęśliwa na Majuni leżała, że aż byłam zdziwiona. Odsysałam ją
tylko raz na początku i tyle. Nawet się nie śliniła. Jak nigdy. Za to
jak zeszła z Mai, tak zaczęła się spinać i denerwować. Trochę sobie
porozmawiałyśmy z Daną, jak zawsze. Godzina dla mamy. Jak pojechały, to w
pewnym momencie chciałam wysyłać sms-a do Dany, żeby wracały!. Cały
czas musiałam trzymać ją na rękach. Taka nerwowa była!
Arek z
Andrzejem (kolegą z pracy) przywieźli tapczan dla Agi. Po południu Arek
kombinował przemeblowanie, a my z Agi na spacerek. Super było. Łaziłyśmy
ponad dwie godziny!!
Pierwsza noc na nowym tapczanie nie była zbyt
udana. Pół nocy leżałam obok Agi. Dałyśmy jednak radę. Kolejna noc była
już lepsza. Obudziła mnie tylko trzy razy. Także i ja się wyspałam i
ona!
Dzisiaj moja mini była nawet bardzo spokojna. Do czasu, aż nie
pojechałam do Zosi do Budzynia z obiecanymi ciuszkami. Z opowieści Arka
cały czas charkała i płakała rzewnymi łzami! Co robić! Przecież nie
zabiorę jej wszędzie ze sobą!! Kocham ją nad własne życie, ale ja też
muszę czasem jechać gdzieś bez małe Agi. Potem mam wyrzuty sumienia.
Żeby jeszcze z Arkiem była i też łzy?? Serca mi pęka.
jednak w końcu
pojechałam do małej Zosieńki! Cały tydzień się wybierałam. Udało się.
Ewa, twój różowy piesek trafił do Zosieńki! Ale się do niego śmiała jak
Danka jej pokazała pieska. Karolina, żyrafa od Ciebie też już jest u
Zosi. Zrzucała ją na podłogę i chichrała się jak spadła! Jaka ona jest
słodka. Przypomina mi moją Agi. Tyle w niej woli życia, że nie ma siły i
musi pokonać chorobę i wszelkie przeciwności losu! Do tego wszystkiego
ma przecudnych rodziców, którzy zrobią dla niej wszystko, choćby mieli
kogoś zamordować! (przenośnia) Kochani, przez co oni przeszli to się w
głowie nie mieści. Szkoda, że nie mają komputera i nie może Justyna
opisać tego wszystkiego, bo powtarzać nie będę. Nie jestem w stanie! Ile
siły ma Justyna. Drobna kobietka a tyle ciepła i jednocześnie siły do
walki o własne dziecko ma w sobie, że ją podziwiam! Mówię to szczerze.
To następna rodzina, która boryka się z rzeczywistością polskiej
medycyny. Ciągle tylko wszyscy krzyczą, żeby płacić za każde badanie,
każdą konsultację. Ponieważ dziecko „nie było umierające” nie
przysługiwał im ssak i sprzęt z hospicjum domowego!!!!!!! Musieli go
kupić. Do tego cewników starczało im tak samo jak nam. 180 na miesiąc,
które są refundowane, to jest nic. My dzięki Izie z Bytomia, mamy zapas.
Im udało się dostać za połowę ceny z jakiegoś stowarzyszenia.
Jak
wzięłam Zosię na ręce… To była tylko chwila… Nawet sobie nie wyobrażacie
co czuje matka, której dziecko już od blisko roku się do niej nie
przytula, nie trzyma jej delikatnymi rączkami… Żal. Szczęście. Rozpacz.
Radość. Ciepło. Ból. Zazdrość. Tęsknotę. Przerażającą tęsknotę i pustkę.
Bardzo polubiłam rodzinę Zośki. Mam nadzieję, że ciuszki przydadzą się
im dla Zosi. Jeszcze zawiozę im te od rozmiaru 74. Bo ona jest taka
tycia, jak była Agi. Szkoda, że nie mogę dać im blendera. Ja na
szczęście Agi kupiłam, przed wypadkiem. Nie wyobrażam sobie teraz bez
niego robić obiadki dla Agi.
Zdjęcia są wstawione do galerii przyjaciół.
Przypominam o trwającej aukcji na koszulki dla Maćka! Podaję adres na Allegro
http://www.allegro.pl/item417579965_t_shirty.html
Koszulki są naprawdę super sama kupiłam i noszę!
Agi, przytul się do mamy!
~dita
OdpowiedzUsuń16 sierpnia 2008 o 22:31
Przytuli się! Przyjdzie taki dzień że się przytuli do ciebie! Trzymam za to całym sercem kciuki i mocno w to wierzę! Trzymaj sie3 Aniu, jesteś cudowną mamą!!!!
~Anika76
18 sierpnia 2008 o 21:52
Ania, super, że mogłaś jechać do Zosiaczka. Justyna jest naprawdę niesamowitą osobą. Sama tak wiele robisz, mimo, że masz także ciężko i też potrzebujesz pomocy wielu ludzi. Dobrze, że na świecie są jeszcze dobre duszyczki, które bezinteresownie pomogą w potrzebie :)Buziaki i mocne przytulaski dla Ciebie i Agi.