niedziela, 10 sierpnia 2008

Zwyczajny weekend… /10 sierpnia 2008/

Tak właściwie cieszyłam się jeszcze w piątek, że jest sobota. Odpocznę sobie, odprężę się. Jakoś tak nie wyszło. Przed 11 stwierdziłam, że moglibyśmy z mężem skoczyć na szybkie konkretne zakupy. Zadzwoniłam do Danki, czy mogłaby posiedzieć z Agi godzinkę. Jak zawsze można na nią liczyć. Przyjechała w ciągu paru minut, a my poszliśmy na zakupy. Trochę ciuchów Arkowi, i generalnie, po zakupach. W ciągu godziny byliśmy w domu. A tu Agi zapłakana, zestresowana. Danusia mówi, ze tak od naszego wyjścia. Coś ostatnio się mała często stresuje… Dzisiaj rano było to samo. Trudno ją wtedy uspokoić. Żeby dramatyczniej wyglądało, wychodzą jej czerwone plamy na buzi i dekolcie. To z nerwów. Do tego spięta jak struna i łzy ciurkiem płyną. Opanowaliśmy jednak sytuację.
Po zrobieniu obiadu zaczął mi się psuć humor. Coraz bardziej czułam jak mnie przytłacza chandra. Wieczorem potrzebowałam, niezłego samozaparcia, żeby iść na koncert Tery Man’a. Cieszę się jednak, że poszłam. Podjechałam po Dankę, która też była zadowolona z koncertu. W sumie trochę krótko to trwało, ale niestety, każdy muzyk ma swoją wytrzymałość. Ten starszy człowiek, po koncercie podszedł do Magdy, uściskał ją i powiedział, że ją podziwia i będzie się za nich modlił! Brzmialo to naprawdę bardzo szczerze i wszyscy się wzruszyliśmy.
Odwiozłam siostrę i jak wróciłam siedziałam w samochodzie z 15 minut. Nie miałam siły iść na górę. Siedziała, a łzy same płynęły mi po policzkach. Czy ktoś umie mi powiedzieć jak sobie najlepiej poradzić ze stresem? Jak to robić, zeby być silnym i nie okazywać słabości? Macie moze jakąś opracowaną metodę. Niby się trzymam, niby się nie daję, ale co jakiś czas samo wychodzi z człowieka wszystko.
Dzisiaj dzień był taki jak myślałam. Nie chciało mi się ani mówić, ani wyjść. Myślę, że jutro będzie lepiej.
Przypominam, że można pomóc Maciusiowi sprawiając sobie prezent. Są do kupienia koszulki z których dochód w całości przeznaczony jest w całości na operację. Zdjęcia w galerii. Szczegóły na blogu „Maciuś”.
Agi, Agi, Agi…

1 komentarz:

  1. ~Mama Macka
    10 sierpnia 2008 o 21:58

    Wiem cos o tych ciezkich chwilach…… ale trzeba wierzyc…. wiara nadzieja milosc daje sile,,,


    ~Madzia
    11 sierpnia 2008 o 10:02

    Łzy nie są oznaką słabości, ale oznaką tego, że serce nie wyschło i nie stało się pustynią !

    ~osa
    11 sierpnia 2008 o 11:20

    http://apaliczni.org/index.php?modul=photo_gallery&parent_id=271


    ~osa
    11 sierpnia 2008 o 11:23

    http://apaliczni.org/index.php?modul=photo_gallery&parent_id=271Piotruś-cud wybudzenia


    robaczek13@vp.pl
    11 sierpnia 2008 o 18:27

    Hej… z tego co przeczytalam to pomagasz Agusi walczyc o zycie… ja kiedys o maly wlos przez wlasna glupote go nie stracilam i teraz zaluje mojego postepowania, a takie blogi jak twoj utwierdzaja mnie w przekonaniu, ze nie warto sie łamac… jak chcesz poczytac to wskocz do mnie: http://www.analife.blog.onet.pl Pozdrawiam!!

    ~basik71
    12 sierpnia 2008 o 11:03

    Często o Was myślę, Aniu łzy to dobra metoda oczyszczenia złych emocji i napięć, wiem coś o tym.Ps. wracając z urlopu przejeżdżalismy przez Wągrowiec, piekne miasto. Wierzę, że Agi pobiega jeszcze sobie nad jeziorkiem, z całego serca życzę Wam tego.Basia

    ~Mama Macka
    12 sierpnia 2008 o 20:34

    Aniu dzieki Ci za to za jestes!Mimo swoich zmartwien wspirasz nas gdy dzieje sie zle zawsze jestes gotowa nies pomoc Dziekihttp://maciuss1.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń