piątek, 27 czerwca 2008

Życie od nowa. /27 czerwca 2008/

W naszym życiu nastąpiła potwornie bolesna zmiana. W ciągu kilku chwil straciliśmy to, co kochaliśmy najbardziej na świecie. Teraz nasze życie zaczęło się skupiać na walce, żeby odzyskać tę iskierkę.
Przez 6 tygodni byłam w rozjeździe między domem, pracą i Agnieszką. Rano jechałam na chwilę do pracy, dzięki wyrozumiałości prezesa, nie musiałam jeździć do pracy w normalnych godzinach, Później biegiem na autobus do Poznania i do  szpitala do Agniesi.
W weekendy Danka wiozła nas samochodem, czasem jechał też mój brat, Marcin. Im nie było wolno wchodzić na OIOM. Jednak z czasem ordynator się zgodził na ich wejście. Brat był tylko za szybą. Moja siostra była łącznikiem z rodziną. Nie wiedzieć czemu,żadne z nas nie potrafiło z nimi rozmawiać.
Moje biedne dziecko przeszło 2 razy zapalenie płuc, często miało bardzo wysoką temperaturę. Miała zrobioną tomografię głowy, prześwietlenie płuc, USG głowy, bronchoskopię. Żyły miała w takim stanie, że nie było gdzie się wkłuć. Oddychała przez respirator. Karmiona była sondą założoną przez nosek. Odsysać się nauczyłam się w czwartym tygodniu, w piątym nauczyłam się zakładać sondę do żołądka.
Trudno w to uwierzyć, ale po urodzeniu Agnieszki nie byłam w stanie nawet patrzeć jak pielęgniarka zakłada Agnieszce sondę. Półtora roku później robię to sama bez najmniejszego drżenia. Wiem, że pomaga jej to przeżyć.
Po krótkim czasie doszłam do wniosku, że człowiek jest dziwnie skonstruowany. Każdy jego lęk, każdy opór wewnętrzny, można złamać. Potrzebny jest tylko do tego odpowiedni bodziec. My dostaliśmy jeden z najgorszych.
Święta spędziliśmy z Agi w Poznaniu. Kolega znalazł nam w domu studenta na Starym Rynku pokój (dziękuję jeszcze raz Wiesiu za pomoc). Mieliśmy strasznie blisko do córeczki. Pielęgniarki nas nie wyganiały i mogliśmy do późna siedzieć na oddziale.
Dobrze, że dyżur miały te najlepsze pielęgniarki. Po raz kolejny przekonałam się, że ten zawód ma sens. Ważne, ze wykonują go odpowiednie osoby. A tam były praktycznie tylko takie. Pielęgniarki rozumiały nasze cierpienie.
Krótko przed Nowym Rokiem wypisali Agniesię do naszego rodzimego szpitala. Pomimo moich protestów, ordynator nie chciał się zgodzić na przekazanie małej na poznański oddział.
To było jego najgorsze posunięcie. Już lepiej gdyby Agi od razu trafiła do domu, ale nie byliśmy jeszcze odpowiednio zaopatrzeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz