W naszym życiu nastąpiła potwornie bolesna zmiana. W ciągu kilku
chwil straciliśmy to, co kochaliśmy najbardziej na świecie. Teraz nasze
życie zaczęło się skupiać na walce, żeby odzyskać tę iskierkę.
Przez 6 tygodni byłam w rozjeździe między domem, pracą i Agnieszką.
Rano jechałam na chwilę do pracy, dzięki wyrozumiałości prezesa, nie
musiałam jeździć do pracy w normalnych godzinach, Później biegiem na
autobus do Poznania i do szpitala do Agniesi.
W weekendy Danka wiozła nas samochodem, czasem jechał też mój brat,
Marcin. Im nie było wolno wchodzić na OIOM. Jednak z czasem ordynator
się zgodził na ich wejście. Brat był tylko za szybą. Moja siostra była
łącznikiem z rodziną. Nie wiedzieć czemu,żadne z nas nie potrafiło z
nimi rozmawiać.
Moje biedne dziecko przeszło 2 razy zapalenie płuc, często miało
bardzo wysoką temperaturę. Miała zrobioną tomografię głowy,
prześwietlenie płuc, USG głowy, bronchoskopię. Żyły miała w takim
stanie, że nie było gdzie się wkłuć. Oddychała przez respirator.
Karmiona była sondą założoną przez nosek. Odsysać się nauczyłam się w
czwartym tygodniu, w piątym nauczyłam się zakładać sondę do żołądka.
Trudno w to uwierzyć, ale po urodzeniu Agnieszki nie byłam w stanie
nawet patrzeć jak pielęgniarka zakłada Agnieszce sondę. Półtora roku
później robię to sama bez najmniejszego drżenia. Wiem, że pomaga jej to
przeżyć.
Po krótkim czasie doszłam do wniosku, że człowiek jest dziwnie
skonstruowany. Każdy jego lęk, każdy opór wewnętrzny, można złamać.
Potrzebny jest tylko do tego odpowiedni bodziec. My dostaliśmy jeden z
najgorszych.
Święta spędziliśmy z Agi w Poznaniu. Kolega znalazł nam w domu
studenta na Starym Rynku pokój (dziękuję jeszcze raz Wiesiu za pomoc).
Mieliśmy strasznie blisko do córeczki. Pielęgniarki nas nie wyganiały i
mogliśmy do późna siedzieć na oddziale.
Dobrze, że dyżur miały te najlepsze pielęgniarki. Po raz kolejny
przekonałam się, że ten zawód ma sens. Ważne, ze wykonują go odpowiednie
osoby. A tam były praktycznie tylko takie. Pielęgniarki rozumiały nasze
cierpienie.
Krótko przed Nowym Rokiem wypisali Agniesię do naszego rodzimego
szpitala. Pomimo moich protestów, ordynator nie chciał się zgodzić na
przekazanie małej na poznański oddział.
To było jego najgorsze posunięcie. Już lepiej gdyby Agi od razu
trafiła do domu, ale nie byliśmy jeszcze odpowiednio zaopatrzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz