środa, 29 października 2008

Mała obrażalska! /29 października 2008/

Minęły dwa dni, a ja nawet nie wiem jak i kiedy. Wczorajszy dzień pod znakiem pieska i rehabilitacji. Dana przyjechała po 9 i powiem wam, my z Agi tak na pół śpiące sobie leżałyśmy i nie bardzo chciało nam się wstać. Jednak dla Agi jak zawsze piesek najważniejszy i bez większych problemów odnalazła się na psie. Danuś przeszła do pracy. Krótko potem przyjechała Asia i Dana ustąpiła jej miejsca. Generalnie trzeba powiedzieć, ze zajęcia przebiegały rewelacyjnie. Agunia po poniedziałkowej imprezce była bardzo rozluźniona i spokojna. Tak jej zresztą zostało do teraz. Wczoraj Agi pierwszy raz obiadek dostała leżąc na piesku. Trzeba było tylko parę razy Maję uspokajać, bo ta cały czas gdzieś „biegała” we śnie i cała podskakiwała. Psy tez mają sny, ciekawe co się śni mojej królewnie? Czasem chyba coś fajnego, bo się uśmiecha. Mogłaby nam opowiedzieć. A ona tak bardzo chce mówić. Cały czas nawija, buzia jej się nie zamyka. Tylko jak ta rybka, głosu nie słychać
Dzisiaj byłyśmy u naszej Pani bioterapeutki. Trzeba było widzieć jak Agi się z nią kłóciła, jak się na nią obrażała! Dzisiaj rozbawiła mnie mój mały gburek. Pani do niej mówi, a ona patrzy się jej prosto w oczy, a za chwilkę ucieka oczami w sufit. Na co Pani do niej, żeby się nie obrażała, żeby nie wychodziła z ciała. Za chwilkę Agi znowu się na nią patrzy. I tak kilka razy. Ona cały czas dzisiaj była bardzo zadowolona, cały czas mieliła tym języczkiem w buzi. Niestety, są rzeczy, których Agi nie lubi i są nieprzyjemne. Jak rurka tracheostomijna i odsysanie czy też wkładanie sondy przez nosek i karmienie strzykawką. My zdajemy sobie z tego sprawę,ale do póki Agi się nie obudzi nic nie możemy zmienić. Wiem, ze dla niektórych z was brzmi to banalnie i śmiejecie się z mojej wiary w to, że Pani Danuta coś potrafi. Jednak jestem przy tym i widzę. W zeszłą środę Agi po wizycie u pani Danuty dostała leciutkiej temperaturki i oblały ją zimne poty. Pytała czy coś robiła. Pani na to, że tak oczyszczała organizm z choroby, bo Agi miała czerwone gardełko. Faktycznie miała. W sobotę sprawdzała jej Pani doktor. Ja tego nie mówiłam. Ona nie obiecała mi cudu, ale może poprawi chociaż nasz kontakt z Agi. Od czasu jak tam chodzę nastąpiły duże zmiany. Agnieszka coraz częsciej obserwuje, wzrokiem pokazuje co chce. Od wczoraj nawet zaczęła podnosić głowę i ramiona. Wiecie, tak jak niemowlęta próbują to robić. Dzisiaj jak siedziała u taty na kolanach, trzymała sztywno główkę i obracała nią w prawo i lewo. Trwało to chwilkę ale to jest dla nas duży postęp. Byle tak dalej do przodu.
Dzisiaj byłam umówić się do ortopedy. Okazało się, że do końca roku nie ma szans na dostanie się do lekarza. Jednak jak powiedziałam Pani, że potrzebuję zlecenie na wózek, kazała nam przyjść 5 listopada. Dała mi nadzieję, że Pan doktor nas przyjmie. Dzięki Beacie poznanej w poniedziałek u Asi dowiedziałam się, że tutaj też dostanę takie zlecenie. Mam nadzieję, że się uda. Wolałabym w tym roku to załatwić. Generalnie myślałam, że uda mi się więcej załatwić. Niestety, kiepska pogoda i do tego musiałyśmy lecieć na masaż.
Aguś, mama cały czas czeka na Ciebie.

poniedziałek, 27 października 2008

Ślady rączek /27 października 2008/

Dzisiaj z Agi byłyśmy na urodzinkach u Zosi naszej Asi. Jak wspominałam, bardzo mnie zaskoczyła, ale bardzo miłe to było zaskoczenie. Dzięki temu spotkaniu poznałam bardzo sympatyczną Beatkę, mamę Sylwii z MPD. Sylwia ponadto nie widzi. Wyobraźcie sobie, że ta kobieta cały czas uśmiechnięta, miła i pełna dumy z postępów jakie córka w ciągu ostatniego roku zrobiła. Kurcze, podoba mi się u niej ta radość, taka naturalna dobroć od niej płynąca. Trochę zazdroszczę jej tego. Wiem, że zazdrość jest złym uczuciem, ale ja nie mściwie… Samych trudów w codziennym życiu nie ma co zazdrościć. Szkoda, że nie wiedziałam, że one tak blisko mieszkają, bo zabrałabym je autkiem. A tak kobietki musiały pieszo iść. A ja miałam załadowany samochód i nie dałybyśmy rady się zmieścić.
Muszę powiedzieć, że Asia ma wspaniałe dzieciaczki. Starszy chłopczyk, bardzo pomocny i kochany. Zosia mały rojber, wszędzie jej pełno. Agunie potraktowała jak lalkę. Taką większa od niej. Zaraz zabrała się do oglądania sukienki i tego co pod sukienką. Sprawdzania nóżek. Jak to dziecko, jak dostaję lalkę, to ogląda ze wszystkich stron… Szymuś za to miał ubaw z siostry! Aginek tak się zaaklimatyzowała, że zasnęła. Nic nie było w stanie jej obudzić. Ani krzyczące i biegające dzieci, ani głośne rozmowy. Obudziła się dopiero jak ją ubrałam w kurtkę i założyłam czapkę. Biedna nie wiedziała gdzie jest i z wrażenia zapomniała oddychać. Cała czerwona się zaczęła robić. Wróciłyśmy i Agi poszła dalej spać.
W zeszłym tygodniu uświadomiliśmy Asi, że ślady od rączek na ścianie zostawiła Agi. Generalnie Asia była w szoku, byłą święcie przekonana, że jakieś dziecko nam to zostawiło. Stwierdziła, że to, że Agunia normalnie chodziła i mówiła to dla niej takie abstrakcyjne. W sumie nie dziwię się. Jak ją poznała, Agi leżała jak kłoda w szpitalu, spięta spastyką. Nie dało rady jej zgiąć kolan, otworzyć rączki. Aguś nie ruszała się prawie wcale. Tak powoli robi się tak, że i dla mnie to wspomnienie jest coraz bardziej abstrakcyjne i odległe. Nie jestem w stanie tego zmienić. Do tego znowu pojawia się u mnie stres wywołany szaloną tęsknotą za moją córcią. Nie wiem dlaczego, ale po powrocie od Asi nie mogłam sobie znaleźć miejsca. W końcu skończyło się płaczem. Ból w piersi pozostał. Przepraszam, nie chcę sprawić przykrości Asi, to nie dlatego, że jej dzieci biegają. Zwyczajnie przesilenie organizmu i tyle. Do tego ostatnio zbiegło się kilka nieciekawych historii na blogach, które mnie poruszyły i wywołały te najgorsze wspomnienia. I najgorsze te absurdalnie denerwujące sny, które budzą mnie w nocy. Chyba jednak psychiatryk mnie czeka jak nic! Pani Beato, pani pamięta o obiecanym skierowaniu?
Mama kocha Agi!!!

niedziela, 26 października 2008

Oj, trochę mnie nie było /26 października 2008/

Coraz więcej osób naciska, jak nic nie napisze dłużej niż dzień. No więc…
Kochani w piątek dzień miałam dosyć zajęty. Od rana odwiedziła nas ciocia niania Aguni. Małgośka już prawie zapomniała jak do nas trafić! Troszkę sobie porozmawiałyśmy a ta już musiała uciekać. Co za życie. Swoją droga jak rano wstałam to ledwo z wyra się zwlekłam, chyba w samą porę ten antybiotyk dostałam! A Aginek ma kolejne trzoniaki do „wydania na świat” stąd te dziwne zachowania mojego skarba. Pewnie ta sobotnia temperatura też od zębów. A ja w czwartek ciastka piekłam i też mi to nie pomogło w kurowaniu. Sama się zaoferowałam. A jeszcze trzeba kremem przełożyć i czekoladą polać i orzeszek i serniczek zrobić. Dałam radę. Na szczęście okazało się, że wypieki potrzebne na niedzielę, więc skończyłam sobie w sobotę.
Później przyszła teściowa, jednak nie posiedziała sobie długo, bo kiepsko się czułyśmy z Agi i umówiłyśmy się na przyszły tydzień. Przykro mi, ale niestety, musiałyśmy odchorować. Jak się położyłam spałyśmy prawie dwie godziny. Agi usnęła przede mną i spała równo ze mną. Asia była koło 17, a Danuś, jak zawsze później. Niektórzy to mają pecha… Asia tradycyjnie dostała „cynka” od Agi. Wiedziała doskonale, gdzie ucisnąć, żeby Aginka brzuszek nie bolał. No a żeby nie było tak pięknie, Agunia prawdopodobnie ma zwichnięty prawy bark. Jakoś tak luźno się rusza. Ja nie wiem, dlaczego tak się dzieje, że zawsze coś wyskakuje nam! Danuś przejęła Agunię wymasowaną i porozciąganą od Asi i zaraz minka szczęśliwsza była. A jak ślicznie się cieszyła, jak Maja na pożegnanie jej zaszczekała i do tego Agunia pogłaskała ją po pysku. Bardzo jej się podobało.
Na sobotę umówiłam się z Danusię, że podjedzie i posiedzi z Agunią, a ja skupię się na wypiekach. No i tak mniej więcej było. Z tym, ze Danusia musiała wyskoczyć na chwilkę na miasto i kupiła nam piłkę do ćwiczeń. Wróciła, a ja zrobiłam serniczek i krem do ciastek. Agunia była grzeczniutka. Wiedziała, że mamusia potrzebuje czasu. Ciocia wybujała ją na piłce i co chwilka przytulała. Pewnie znowu się naradzały. Te kobietki tak mają… Jak Agi była jeszcze w brzuszku i miała coś koło 20 tygodni, tak jej Danusia nagadała, że zaczęła się ruszać! No i jak wcześniej mówiłam, do niej pierwszej się uśmiechała.
Placki wydałam i nagle w kuchni pusto się zrobiło…
W niedzielę wybraliśmy się na zakupy do Poznania. Na bazarze mają dużo ciuchów i butów, do tego są tańsze niż w Wągrowcu, paranoja! Generalnie wszyscy byli zadowoleni z zakupów. Agi kupiłam ocieplane rajtki i skarpetki z frotki, a i udało mi się kupić dla Zośki bezuciskowe, za 1/3 ceny. Ja sobie poszalałam. Kupiłam sobie dwa paski za 10 zł! Rozrzutna jestem nie?
Najlepsze było to, ze rano mi się przypomniało, że w poniedziałek z Agi musimy do okulisty jechać. Nie było by w tym nic takiego, gdyby nie fakt, że zostałyśmy zaproszone na roczek do Asi córci. Poczułam się bardzo wyróżniona! No i teraz trzeba było to jakoś pogodzić. Na szczęście Pan doktor dzisiaj przyjmował i podjechaliśmy. Nie miał nic przeciwko, tylko dalej ubolewa, że czasu cofnąć się nie da… Agi oczka ma w porządku. Okazało się, ze trochę za często smarowałam jednym żelem. Mogła wyjść grzybica. Kurcze, człowiek tyle rzeczy powinien wiedzieć, do licha ciężkiego. Dlaczego nie poszłam na medycynę! 
Tylko jeszcze pozostał problem prezentu dla Zosieńki. Trochę mi to zajęło. Jednak Danusia i Arek o dziwo okazali swoją cierpliwość. Agi też. Dzień dobroci dla zwierząt!
A za tydzień druga Zosia ma roczek! Tylko tam prezentu nie muszę kupować. Justynka jasno określiła co potrzebuje. I dobrze!
Agunia taka padnięta po wycieczce, że śpi jak suseł od 18. Ani drgnie! Nawet odsysać jej nie trzeba. Trochę świeżego powietrza czyni cuda.
Agi, mama tyle zabawek dla ciebie widziała! Możesz sobie wybrać co chcesz, tylko się obudź!

czwartek, 23 października 2008

Iskierka nadziei. /23 października 2008/

Czas płynie w tak zastraszającym tempie, że jestem przerażona. Niedługo rok, jak Agi jest w śpiączce. A tu nic się nie zmienia. Nie na tyle, aby można powiedzieć, że wybudzenie nastąpi.A tu nic z tego. Życie jest brutalne. Trochę chyba za bardzo.
Wczoraj byłyśmy u naszej Pani Danuty. Muszę nauczyć się jak ona usuwa czkawkę u Aguni w kilka chwil. Byłam w szoku! A ja się męczę i kombinuję! A ona tylko dotknęła dłońmi głowy i po czkawce. Jeszcze lekceważąco machnęła ręką, że to bardzo proste… Hmmm, jak dla kogo! Chciałabym, żeby się nie myliła ta nasza Pani. Tak jak w pierwszym dniu pozbawiła mnie nadziei, tak teraz ta iskierka zaczyna świecić trochę jaśniej.
Jak wróciłam przyjechała Asia z ciachami! Wyczytała w moich myślach, że miałam apetyt na coś kalorycznego. Mniami! Wkrótce dołączyła do nas Dagmara. Bidula jak zawsze zabiegana. Dzisiaj jednak zdążyła kawę wypić i odrobinkę porozmawiałyśmy sobie. Fajnie nie ma jak to babska kawka. Cztery całkiem sympatyczne kobietki. Tylko jedna z nich mało gadatliwa! I tak jest zawsze. Wszyscy zejdą się od razu a potem sama siedzę. Ja tak się nie bawię.
I tak zostałyśmy same. Podałam Agutkowi obiadek i po chwili zaczęła jakoś dziwnie się pocić. Dostała wypieki na buzi… Zmierzyłam temperaturę, ale tylko 37,4, a Agi poci się niemiłosiernie. Zgłupiałam. Zadzwoniłam do Pani doktor, ale nie odbierała. Położyłam Agi sobie na kolanach i tak siedziałyśmy i czekałyśmy na rozwój wydarzeń. Wcześniej podałam jej Ibum. I co chwila mierzyłam jej temperaturkę. Wkrótce spadła całkowicie, a Agi i tak się pociła. Dopiero po dobrej godzinie zeszły wypieki i Agutek przestała się pocić. Po chwili padła wykończona i zasnęła twardo jak kamień. I praktycznie spała tak do rana. Siedziałam do wpół drugiej, żeby sprawdzić, czy temperatura nie najdzie jej znowu, ale nie. To była całkiem spokojna nocka.
Rano Agusia całkiem spokojna była. Dopiero później zaczęła się stresować i spinać. Tak do końca nie wiem na ile było to wywołane jej niepokojem a na ile szantażowaniem mnie. Jak się spinała to chodziłyśmy obydwie. Znaczy Agi na moich rękach. Nie powiem, była całkiem zadowolona. Jednak natura panikary dała za wygraną. Agunię tak często odsysałam, że w końcu umówiłam się z Panią Beatą, że koło pierwszej podjadę do przychodni. No i pojechałyśmy. Jak zazwyczaj (na szczęście), okazało się, że matka panikara. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. ja antybiotyk dostałam, a tylko wspomniałam, że coś mnie drapie w gardle. Arek się śmieje, że Agi gorączkuje a ja choruję. Bardzo chętnie za ciebie skarbeńku pochoruję, łącznie z tą temperaturą.
Zanim pojechałam do przychodni przyjechała Pani Irenka z opieki. Niestety za długo sobie nie porozmawiałyśmy. A szkoda, jakoś ostatnio nie mogę się nagadać. Do Dagmary też się umówiłam, że pójdę, może kochane dzieciaczki pozwolą nam troszkę porozmawiać. Jak jestem u niej, to przynajmniej nigdzie się nie spieszy.
Aguś, nie pozwól aby iskierka zgasła!

wtorek, 21 października 2008

Spojrzenie. /21 października 2008/

Moja Agi już w lepszej formie. Wczoraj była strasznie osłabiona i dosyć długo spała. Właściwie to cały dzień była senna. Koło południa przyjechała Pani doktor z hospicjum. W sumie to dobrze, przynajmniej jej osłuchała i jestem pewniejsza, czy oskrzela i płuca czyste. Gardełka oczywiście ni obejrzała. Tą sztuczkę zna tylko nasza Pani doktor! Pozostali mogą sobie tylko pomarzyć. Zdziwiona była intensywnością kaloryczności posiłków Aguni. Nie wie jednak jak niewiele moje dziecko zjada. Cóż nie można wiedzieć wszystkiego. Tak w ogóle to pani doktor myślała, że to jakieś robione jedzonko a nie gotowe mleczko do podania z Nutricji. Tak zasadniczo to mi wszystko jedno. Ważne, żeby Agi tolerowała pożywienie i przybierała na wadze. A na razie zastój. Cały wczorajszy dzień spędziłyśmy na regeneracji. A wieczorem o siódmej, Agi wykąpana i pachnąca twardo spała. Nocka w zasadzie też była w miarę.
Dzisiaj dzień pieska. Danuś przyjechała, a Agi już od razu była szczęśliwa. Rozluźniona i mięciutka, leżała sobie na piesku i nawet nie było potrzeby kładzenia jej na brzuszek. Udało się pięknie rączki podnieść całkiem wysoko nad głowę i rozłożyć szeroko.
Koło południa dołączyła Asia. Najpierw popracowała nad nóżkami na piesku, a później przeniosła się na materac. W końcu doszliśmy do ulubionego momentu Aguni. Asia próbowała siadania i klęczenia. Klęki wychodziły Agi przewspaniale, czego po raz pierwszy świadkiem była Dana. To jest niesamowite, ale Agnieszka jak zaczynamy robić coś co lubi odzyskuje swój piękny błysk świadomości w oku. Danuś była pod wielkim wrażeniem. Agnieszka zaczyna się wtedy rozglądać na prawo i lewo. A Asi przypatruje się z taką intensywnością, jakby próbowała sobie przypomnieć kim jest ta ciocia.
Największą frajdę sprawia mi jak Asia usilnie próbuje usadzić Agi na kolanie, a ta jak tylko wyczuje zaparcie pod nogami wstaje. Nie ma siły i Asia ustępuje. Agunia robi przy tym się spięta, ale to nie jest wywołane bólem, a chęcią wstawania i tym, że podoba jej się ta pozycja. W związku z tak usilnymi próbami stania Agi, Asia wpięła ją w pionizatorek.  Niestety po jakichś pięciu minutach musiałam ją wypiąć. Usnęła bowiem na stojąco! Tyle wrażeń miało moje dziecko.
Agunia jest najszczęśliwsza jak ma obie ciocie obok siebie, a leży na piesku! Najbliższy seans w piątek. Już się cieszę.
Tak w ogóle dzisiaj gunia mi się przypatrywała bardzo często i bardzo intensywnie. Jej wzrok jest czasem taki świadomy, że nie wiadomo jak do tego podchodzić. Może to jakieś bardziej intensywne przebłyski świadomości? Może faktycznie Agi niedługo do nas powróci? Tak bardzo chciałabym, żeby to się sprawdziło. To takie moje jedyne małe wielkie marzenie. Nic innego nie chcę! Niczego innego nie pragnę!
Oj moja Agi, jak mamusia tęskni za twoim dotykiem i uściskiem rączki!

niedziela, 19 października 2008

Zdrowiejemy!! /19 października 2008/

Obyło się bez antybiotyku! Agunia w nocy mnie obudziła. Miała 38,8. Zrobiłam biduli okład i czekałam czy nie zejdzie. Wahało się i jakoś nie miało tendencji zniżkowej. Po 1,5 godziny poddałam się i dałam kruszynie czopiki. Na noc najskuteczniejsze dla takiego dziecka. Koło 4 w końcu temperatura zaczęła spadać. Agi spokojnie usnęła a i ja mogłam się położyć. Rano znowu naszła jej temperaturka, tyle, że już niższa. Nie przekroczyło 38 stopni.  Tym razem wystarczył syropek, a temperaturka zaczęła spadać. W ciągu dnia Aginek była osłabiona i śpiąca. Temperatura jednak nie naszła, więc skończyło się na syropkach na przeziębienie. No i dobrze, całkiem niedawno zregenerowała się jej wątroba po antybiotykach. Po co znowu biduli szkodzić i obciążać organizm bez potrzeby. Na całe szczęście obyło się bez radykalnych środków, a ja jak zwykle spanikowałam. Jestem jednak bardzo przewrażliwiona jeśli chodzi o choroby u Agusi. Na szczęście Pani doktor jest wyrozumiała, a sama też się przejęła jej stanem. Przyznacie sami, że dzieciątko z tak wysoką temperaturą strasznie chwyta za serducho! Przelewa się przez ręce i taka bledziutka. Jest czego się bać, tym bardziej, że tak łatwo odwodnić takie maleństwo!
Pod wieczór Agniecha już odzyskała dobry nastrój. Jak wzięłam ją na ręce, natychmiast zaczęła się przeginać przez kolana. Smok mały. Mama buziak w czółko, dziecko ucieka i do tyłu się wygina! Sama jej tego nauczyłam. Zapamiętała sobie. Zawsze jak całuję ją w czoło, ucieka mi do tyłu.
A tak swoją drogą Pani Beatka była pod wrażeniem Agusi. Dawno jej nie badała. Ostatni jak byliśmy na komisji pielęgnacyjnego, w przelocie ją widziała. Zaskoczona była reakcjami Aguni, jej żywym wzrokiem (pomimo otumanienia przez gorączkę). Każdy dotyk wywoływał reakcję. Kiedyś leżała jak ta kłoda. Nic jej nie ruszało, teraz jest inaczej. Potrafi tak się zapatrzeć, czy też zamyślić, że jak ją dotknę to podskakuje wystraszona! A oczka to ma takie wielkie jakby nie wiadomo co zobaczyła. W przyszłym tygodniu zrobimy jeszcze kontrolnie mocz i zobaczymy. Mam nadzieję, że ta choroba jej przeszła tak na dobre.
Miałam dzisiaj jechać do Justynki, ale niestety nie dało rady. Danka podjechała do niej z tą suszarką i wróciła. Też nie mogły sobie pogadać. Życie, co zrobić. Odrobimy później! A będzie o czym rozmawiać bo Zośka w końcu zębole dostała! Pamiętam jak to było z Aginkiem. Też dwa na dole od razu jej wyszły. Jest co wspominać! Na pilocie i telefonie taty zostały pamiątkowe ślady.
Aguś obudź sie i postaraj się, żeby mama miała co opowiadać na bieżąco a nie wspominać!

sobota, 18 października 2008

Agi chora!!! /18 października 2008/

Paskudna ta sobota! Nie dosyć, że ja się podle czuję to jeszcze Agi zaraziłam! Przez cały dzień, a w zasadzie od środy bardzo intensywnie próbuje „wypluć” rurkę. Prawdopodobnie, jest to spowodowane bólem gardełka, albo podrażniania krtani. Dzisiaj Agunia była cały dzień taka płaczliwa i obolała. Nawet Pani Irka, która przyszła po placuszki zauważyła, że Agi jest w kiepskim stanie. A to przecież pielęgniarka. Dałam małej Ibum przeciwbólowy, do tej pory pomagało jej to na obolałe dziąsła. Teraz też się trochę uspokoiła, a nawet przespała. Niestety około 18 naszła jej wysoka temperatura. Zadzwoniłam do Pani Beatki, a ona ponieważ była poza miastem przyspieszyła swój powrót i była u nas przed 21.
Osłuchała maludę, obejrzała gardełko Agi (moje też) i obejrzała uszko. Gardełko ma zaczerwienione, ale reszta w porządku. Wydzielinka też czysta. Definitywnie, największe zagrożenie dla Agi stanowi MAMA!!! Kolela, mam się wyprowadzić czy jak? Fakty jednak pozostają bezsporne.
Agusia po spotkaniu z panią doktor przestała gorączkować. Może wezmę od niej zdjęcie i postawię koło łóżka? A tak poważnie, jeżeli do jutra nie nastąpi poprawa, przejdziemy na antybiotyk. Na razie nie ma co szaleć bo nawet nie wiadomo skąd ta temperatura. A wyniki moczu i morfologii są w normie. Pani doktor stwierdziła, że to wirusówka i możliwe, że skończy się temperaturą, ale… Tego nikt nie wie. Na pewno Aguś ma więcej wydzielinki do odsysania.
Kochani trzymajcie za Agi kciuki i pomódlcie się jutro w Kościółku za jej zdrówko! Lepiej nam bez infekcji.
Aguś trzymaj się dzielnie!